czwartek, 20 listopada 2008

...........................

Spacer...Opowiadanie zamieszczone w "Akancie"

Słońce świeciło ostro , ale nie grzało już tak jak latem… aura była piękna i przejrzysta…wystarczyło sweter wciągnąć , kamizelkę ,jakieś wygodne obuwie i już miasto nie miało żadnych argumentów , aby zatrzymać mnie na swoich betonowych ulicach.

Czas na wycieczkę sprzyjał wyśmienicie z tego oto prostego powodu ,że dzień był wolny od pracy zawodowej, dzieci miały już swoje „ nadzwyczaj ważne” plany, których nawet taka moc jak „mama” zmieniać nie powinna.

Nawet wszyscy domownicy, jakoś dziwnie zgodnym chórem oznajmili , że „dziś idą na pizzę”… dziwne zjawisko, ale nie spierałam się .

Wycieczka zapowiadała się nad wyraz obiecująco, tylko nie mogłam pozbyć się niesprecyzowanego bliżej odczucia…

W każdym bądź razie , po wyczerpaniu matczynych nakazów , zakazów i ostrzeżeń wyszłam na spotkanie.

Umówiona byłam z niezwykłą postacią…

Piękno jej i wdzięk roztaczały wokół wspaniałą aurę, bo i Ona sama jest niesamowita.

Uwielbiam wręcz spotkania z nią…wracam po nich do domu w cudownym nastroju, jakby „Czas” ujmował mi lat…

Wyglądała prześlicznie, ubrana w brązy, czerwienie , żółcie… Musze przyznać ,że lubię podpatrywać ten jej styl i na spotkania z nią ubieram się w podobnych tonacjach.

Nastrojowo też się zgrywamy, co budzi we mnie pozytywne wibracje i z melancholijnego przechodzę w stan romantyczny , a nawet rozmarzony.

Długo tak razem spacerowałyśmy, Ona co rusz zaskakiwała mnie… promieniami światła dając wyraz swemu rozbawieniu.

W najmniej oczekiwanych miejscach podkładała prezenty pasujące tylko do jej natury.

Rowy poorane przez ludzi zasypywała dywanem z liści kolorowych i niczym wisienkę na torcie, borowika szlachetnego stawiała…

Mieniące się w słońcu śliskie maślaczki spozierały na nas spod choinek szarozielonym meszkiem przybranych.

Zaczepiła moją spódnicę o krzew kolczasty, z liści całkiem ogołocony, a mający w sobie tyle uroku ,że oczu od niego oderwać nie mogłam...( i znowu to odczucie...)

Stał na środku maleńkiej polanki przytulony do mieniącej się barwami złota krzewinki , niczym Książę Nieznośny ,w krzew kolczasty zaklęty…poczułam zapach ziół, jakby napar ktoś przyrządzał…ten aromat znajomy taki…bliski mi i jednocześnie daleko w zakamarkach pamięci zachowany. Skąd on tutaj, polanka przecie jak każda inna, tylko krzew jedyny w swoim rodzaju…nim odczepiłam materiał przyjrzałam mu się dokładnie… znam go …ten zadzior… kogoś mi przypomina …a może coś…

Niezwykle urokliwie kontrastował z bursztynowo mieniącą się krzewinką. Tuliła go , jak umiłowana tuli się do stóp swego ukochanego…nie zważając na kolce…na surowość jaką posiadał…jakby znała jego wnętrze, jakby razem z nim zaklęta być chciała…

Anyż mi zapachniał…cukierki z dzieciństwa na pamięć przywołał …i kielisznik zaroślowy, rośnie tutaj? Aż obejrzałam się dokładnie dookoła.

Skąd te aromaty się wzięły? Mniszek lekarski - miodówkę mi od razu przypomniał. Pyszna była, pachniała naturą.

Morwę czarną niemalże w ustach poczułam, jej słodycz pamiętam aż nazbyt dobrze…tyle się jej najadłam w dzieciństwie…A to wszystko dymem z ogniska przyprawione…

Przecież tu nie ma nawet śladu po jakimkolwiek ognisku. Kto by zresztą rozpalał je na polanie w lesie? Toż to zwyczajnie zakazane jest.

Moje myśli stały się jednym wielkim znakiem zapytania. Pamięć umęczona strzępkami wspomnień próbowała cośkolwiek sklecić w jako taką całość. Ale te „puzzle” nie dawały się ułożyć…jeszcze nie teraz… Tylko spokój jakiś we mnie zapanował, że kiedyś….gdzieś , odpowiem sobie na dręczące teraz pytania…

Skąd to wszystko…co to ma znaczyć? Dlaczego Ona mnie tutaj przyprowadziła?

A może to nie Ona? Może Książę zaskoczony moją obecnością zatrzymał mnie przy sobie przez chwilę , wzbudzając zainteresowanie, przywołując wspomnienia których na razie nie potrafię zdefiniować…Kto wie jakie czary kryją się w zakamarkach ogrodów tej pani, która przywiodła mnie na tę polankę.

Jedno wiem na pewno…odwiedzę to miejsce jeszcze tego roku i późną wiosną, aby zobaczyć krzew w pełnej krasie….

Śmiała się ze mnie potem, oj śmiała , że pozwalam się obcym krzewom zaczepiać . Przyczepiła kilka złoto-pomarańczowych liści do mojej spódnicy .W końcu pomaszerowałyśmy dalej, machając zaklętemu na pożegnanie….

Ładna jest… tyle w niej wdzięku, tyle wyciszenia , a i chochliki zabawne jej się trzymają.

Posiada wszystkie cechy prawdziwie silnej , a jednocześnie nad wyraz ujmującej kobiety.

Bardzo ją cenię , bo daje mi odwagę bycia taką , jaką naprawdę jestem…z całą świadomością przemijania…

Bo przemijanie jest nieodłączną częścią życia, możemy się szarpać , buntować, wznosić okrzyki do Najwyższego, a i tak czas nieuchronnie nas przybliża do końca drogi…

Tylko czy to koniec?

Ziemia jest dowodem na to , że można się odrodzić. Czy my mamy poprzestać na tych kilkudziesięciu latach?

I te zioła… skąd ja je pamiętam?

Renata Grześkowiak

poniedziałek, 3 listopada 2008

Konińska ballada herbowa

O! Koninianie-z zacnego grodu
-historię tę dziś wam opowiem
prawda-legenda ? Ba! Czemu dęba
-na herbu tarczy- staje śnieżysty ogier?...

Tysiąc lat temu (nawet z okładem)
-władcą warciańskich tych stron
był polski rycerz- bohater krucjat
-dzielny Chrobrego woj- Kon.

On to samotrzeć w puszczę wyruszał
-gdzie wiedźmy , nimfy , najady...
Dumał i krążył po uroczyskach-
- rycerskie składając- ballady.

Już to z krzyżowej idąc wyprawy
-snuł strofy miłosnej poezji,
a dedykował swej damie serca
-arabskiej księżniczce -Renezji.

Miłość prawdziwa acz niespełniona
-jak pogoń za jednorożcem.
Gdy nizał wiersze-jak kopią pierścień
-koń poniósł go na manowce.

Zgubił się rycerz w leśnych ostępach
Fatum- bo przed nim zgraja wyrasta
-wołają- "stój -zsiadaj z konia"
-to leśni zbójcy-łupieżców hałastra.

Kon-on ze śmiercią często potykał,
-dobywa miecz-by się bronić...
Nagle bór zadrżał-jakby grzmot poniósł
-jak tentent-tabunu koni.

Szarpnął wędzidło czarny koń herszta
-co to był nimi dowodził:
czmychać po bagnach i zagajnikach
-ni chybi- odsiecz nadchodzi...!

Z trzaskiem gałęzi i wizgiem ptasim
-szły hurmą- krociowym stadem
na szpicy biały spieniony ogier
- ćmę końskiej dziczy- wiódł chmarę.

Kon stał zdumiony i ...ocalony
-cisnąc w pamięci swej stygmat
-w sukurs tajemna moc dała konie
a maści białej rumak - miał skrzydła...

I odtąd rycerz Kon już z -Konina
-niezwyciężony w turniejach
rycerz - poeta-miał tarczę z herbem
( co już ujęte jest w dziejach)

..................................................................

Gdzie Bieniszewskiej Puszczy- bezdroża
-podobno widziano już nie raz
galop widm koni- które prowadził
arab skrzydlaty jak - Pegaz

I tu pointa truchtem przybywa
( ma semantyczną przyczynę)
-bo w pewnych bractwach po piórze
-Konin zwą - Pegazinem!!!

Autor- Tadeusz Buraczewski
(Satyryk z Redy) mój serdeczny przyjaciel:)))

środa, 8 października 2008

Akant drukuje moją recenzję!!!!!! :)))))

Jestem zwolenniczką życia w rodzinie, gdzie głową domu jest mężczyzna, żona jest jego prawowitą pomocnicą i współorganizatorką ogniska domowego, a dzieci są podporządkowane i posłuszne rozsądnym! rodzicom….

W w. w. art. widnieje dialog dwojga młodych studentów i kilka osób przysłuchujących się tematowi. Temat wyzwolenia ciemiężonych kobiet z łap męskich… „krzywdy” jakie ponoszą z racji współżycia, bycia w związku, oraz w toksycznych układach rodzinnych , tak podnosi mi ciśnienie, że wszystkie te ”nieszczęśliwe i nie rozumiane bidulki „ odesłałabym na to ich Wenus. A nawet jeszcze dalej.

Zawodowo pracuję w takim miejscu, że nieformalnie mam możliwość nasłuchać się dialogów nastolatków… ich bluźnierczej mowy i stosunkowi do całego świata.

Egoistycznie cieszę się , że jestem z tej „ innej epoki” .

Nie jestem feministką… choć cieszę się ,że kobiety mają swoje prawa, bo tak być powinno.

Z racji rodzenia i wychowywania dzieci należy im się ulga i wszelka pomoc. To winno być naturalne. Ale niech nie odzierają siebie z tej dawniej pojmowanej kobiecości…gdzie gentelman dłoń ucałował, zachwycił się kreacją czy komplementował ….

Właśnie to podkreślam w swoich wierszach… tę kobiecość , tkliwość i zwiewność natury.

Cechy kobiety, wprawiające mężczyzn w zachwyt , a nie jak krzyczą feministki „ chęć przelecenia , czy przerżnięcia”…

Kobiety do tematów zawsze podchodzą emocjonalnie , co nie znaczy że błędnie. Przy współpracy z mężczyzną , który jest bardziej racjonalny….dany problem jest rozwiązany należycie w obydwu aspektach…

Emocje są uwarunkowane naturą kobiecą i chęć wyzwolenia się od nich to walka z wiatrakami…

Najbardziej wulgarne, rozkrzyczane i ganiające z transparentami ,w konfrontacji z „samcem” potrafią stracić głowę przy zetknięciu się ich spojrzeń , dotyku , czy zapachu…. To NATURA nic ponad to ….

Lilka trzęsie Jankiem , bo jest jej przeszłością , niekoniecznie cudowną… ma zapewne problemy i w najmodniejszy na obecne czasy sposób próbuje się wybić…. „ jestem feministką , więc mogę wrzeszczeć do woli… jestem wyszczekana i nie przegadasz mnie”- to sposób na ówczesne bolączki młodych kobiet.

Kobieta feministka podobnie jak femme fatale…. kusi ,wabi , podnieca wyglądem i przy tym głośno niemal protestuje , by facet się nie gapił. To po cholerę najjaśniejszą to robi? Po co jej te mini spódniczki, springi, pusch upy, po co makijaż , perfumy , tipsy…. Bo tak?

Dorośnijcie kobiety.!

Najbardziej boli mnie odrzucanie mężczyzny jako ojca dla swego dziecka….

„nie jest potrzebny… zarabiam tyle ,że sama wychowam” – nic bardziej mylnego.

To perfidne pozbawianie dziecka jego prawa do dwojga rodziców… to emocjonalne krzywdzenie własnego „miotu” …żadne stworzenie w naturze tego nie czyni na zasadzie „ BO TAK” , bo ja tak chcę….

A jak jest taka bystra to niech w łaskę do chłopa nie lezie po nasienie.

„ Jaką kobieta jest siłą” ?

„ Niszczącą”….. nieprawda, nie jest niszcząca…jest SIŁĄ, która jeżeli już wejrzy w głąb siebie to znajdzie miejsce w swoim życiu i dla cudownego mężczyzny i dla dzieci i pracy zawodowej…

Mój artykuł który ukazał się w "Podwórku z kulturą" W Bydgoszczy

Prosił mnie Pan o skomentowanie „Tancerki”… Nie jest to prosta sprawa, gdyż szczerość mojej natury bezwzględnie nakazuje pisać to , co ona mi podyktuje.

A żem konstrukcji prostej i na eleganckich wywodach się nie rozeznaję, to treść i jakość tego komentarza pozostawi po sobie ślad nieco swojski , aczkolwiek szczery i uczciwy…..

„ Tancerka” właśnie taki typ kobiety prezentuje, co daje mi odwagę stwierdzić ,że tak czy inaczej dla Twórcy tej postaci jest ona bliska , a tym samym JA utożsamiając się z „Barbarą” też mam nadzieję na pobłażliwe potraktowanie tych moich wywodów….

Ta tożsamość odziera mnie jednak z modnego ostatnio trendu bycia feministką.

No cóż….nie jestem nią i mogę się założyć ,że wiele kobiet w głębi serca jest „ Barbarami’’, marzącymi o swoich „ Bogumiłach „…. Tylko duma i status społeczny nie pozwalają im przyznać się do tego….

Podobają mi się Pana nawiasowe wypowiedzi, choć kłuła z nich czasem typowo męska wizja świata. Basia traktowana ściśle wizualnie ( fajna dupa nic ponadto ) wie co robić , aby każdy mężczyzna powłóczył wzrokiem za jej zgrabnymi pośladkami…. ( nawet autor się do tego przyznaje J )

Jej lęk o przemijanie urody ( przejaskrawiony ) jest podyktowany naturalnym pędem męskiej populacji do pięknych i młodych „samiczek” …. Typ femme fatale jest szczególnie ceniony w męskim świecie ( każdy truteń ma jedno tylko w umyśle…. zaspokoić królową )

Możliwe ,że to próba sił….” Bogumił” filar spokoju i nienaruszalności i” Barbara” delikatność motyla… rozpływająca się w tańcu erotyka….

Piękne zatracenie głowy… widowiskowe i poruszające.

Sama końcówka już jednak mniej smaczna… Wypadek i w ostateczności samobójstwo Bogumiła traktuję jako brak pomysłu na inny finał….Wystarczy zwyczajnie ten drugi…silny , z nie nadszarpniętymi jeszcze nerwami , ze świeżymi pomysłami i tym rozedrganym powietrzem wokół nich… Boguś spala się automatycznie…bez utraty męskości jako takiej…

Autor sprytnie podkreślał raz po raz ,że Baśka to niezłe ciacho…nawet te 2, 3 cm. ponad miarę działały na wyobraźnię. Firma podupadła, Bogumił stracił szacunek, przyjaźni nigdy nie było….wystarczy by odbić kobietęJ

Takie kameralne „ bum „ kojarzy mi się z sitcomami… to coś w rodzaju „zabili go i uciekł” .

Alem się rozpisała…to chyba na tyle.

Czytało się świetnie, w wielu momentach utożsamiałam się z bohaterką ( nie wstydzę się do tego przyznać).

Stwierdzam ,że jest Pan znawcą kobiet i mimo takiego płytkiego ich przedstawiania jest pan kobietami zauroczony….

Przy Panu kobieta może odkrywać wszelkie barwy i niuanse swej kobiecości.

Pan jako wytrawny badacz płci jakże pięknej i do końca nieodgadnionej, nie raz jeszcze będzie zaskakiwany oryginalnością i przemianami jakie zachodzą w tejże płci…

Z wyrazami uznania…

Barbara…….ups J Renata Grześkowiak ….

wtorek, 7 października 2008

Jesienne melancholie....

Życie nas toczy,
ugniata,
formuje.
Czasem mu to nie wychodzi,
wtedy niszczy
i zaczyna formować od nowa.
Jeśli starczy mu naszych lat ziemskich
to u schyłku dni
wystawia nas w galerii swoich udanych form.
A jeśli nie?
No cóż,
często utwardzamy tak naszą konstrukcję serca,
że nie ugniecie,
nie uformuje nic
z czego dumny byłby artysta
i dumna byłaby masa żywej tkanki.
Zasypiamy niespełnieni
łudząc się ,że to nie jest przecież wszystko
że nie po to przyszliśmy,
aby po latach użyźnić glebę.

sobota, 23 sierpnia 2008

Dziergany wypoczynek.....

Ten rok nijak nie przypomina wypoczynku.
Parada wesel , wieczorków , zlotów a nawet pogrzebów...pochłonęła urlop i wszystkie oszczędności.... Pozostało tylko huczne wrażenie błogiego zmęczenia.
Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że poczułam się trochę jak gwiazda, która bywa , bo musi na różnych imprezach, ale niekoniecznie zastępują one wypoczynek.
Ten rok zaliczam do szalonych, bez wytchnienia i spokoju...

Z nadejściem jesieni usiądę w moim kątku i wydziergam sobie na przyszły rok takie prawdziwe wakacje. Będą one osnute tajemnicą , zagubione w zieloności krajobrazu.....
Stawek wydziergam do nóg moczenia , po wędrówkach długich w nieznane....
Tatarak , a w nim kaczki z młodymi... może nawet inne stwory wodolubne....
Potworek z Loknesika dla pobudzenia emocji i tragikomedii mojego cudownego wypoczynku...
I dzieci .... koniecznie:)
Będą sprowadzały mnie na ziemię przynajmniej trzy razy dziennie , w porach posiłku...
Przydałby się też ktoś do zbudowania szałasu , masowania karku przy ognisku , no i oczywiście logicznego tłumaczenia wszystkich nocnych dźwięków przyrody...
Taki twardo stąpający jegomość przynajmniej ubije ścieżkę do wodopoju ...

Po moim rozumku błąka się jeszcze myślątko szalone ( z punktu widzenia złośliwca "Czasu" , który mi metryką raz po raz przed nosem fajta ), że mogłabym jak dawniej po drzewach.....owoce zerwane z najwyższych gałęzi pozostawiły w pamięci niezatarty posmak....
No , pokrzywy pod drzewem z którego grawitacja mnie sprowadziła, już niekoniecznie wspominam z rozrzewnieniem , ale co tam....
miały swój bolesny urok...
Wydziergam i pokrzywy... i miętę i rumianek....
Jak rasowa wiedźma będę nad ogniskiem napary przyrządzała , ku zdrowotności
oczywiście służące i ku magii miejsca w którym osiądę...
W moim stawie płocie tłuste brzuchy będą moczyły, a ja je karmić będę z pomostu... Potem przy ognisku one podkarmią mnie nieco :) tak dla regulacji przyrostu naturalnego....

Oj :))) jaki to będzie kilim....
Powieszę go sobie jak niegdyś nasze babcie nad łóżkiem i zasypiając co wieczór wpatrywała się będę w te zachody słońca , kręgi na wodzie i kaczęta tulące się do macierzy.
I śniła będę ...śniła co noc o mojej wyprawie po odpoczynek.....

środa, 13 sierpnia 2008

Coś dobrego na 13-tego :)))))))))))

Znów powiodła mnie intuicja
Uwielbiam się jej poddawać
Z nutką niepokoju w drżącym sercu
biorę torbę na ramię
I przekręcam klucz w drzwiach......

Przestrzeń otwarta i jasna
zaczyna mnie prowadzić
a ja się jej poddaję.....

Moja intuicja.....
nie zawiodła mnie nigdy
Dzięki niej spotykam ludzi.....
prawdziwych ludzi.....
takich, co to do rany przyłóż
upij się nawet z nimi na umór
i rozpłacz żałośnie gdy potrzeba taka

Znów powiodła mnie intuicja
i już czuję....wiem nawet
że trafiłam na kolejną perełkę
klejnocik tego ziemskiego padołu....

Nawlekam tak na nić mojego życia
niepowtarzalne okazy
które ubarwiają mi codzienność
dając powód do dumy
i radość ,że mogę ich nazywać
swoimi Przyjaciółmi......:)

środa, 30 lipca 2008

Droga

Wspomnienia które chcę opisać powinnam opowiadać leżąc na kozetce u psychologa:))))
Niemal "słyszę"słowa typu.....- "Chce pani o tym porozmawiać?"
Tak chcę....bo jest to mój własny dowód na to , że w każdym z nas siedzi małe dziecko...że tak naprawdę nigdy z niego nie wyrastamy. Czy to dobrze ,czy źle pozostawiam analizie fachowców:)
Posiadamy w mózgu głęboko zakorzenione wspomnienia.

Tak często wracam myślami na drogę, po której chodziłam we wczesnym dzieciństwie.
Pamiętam ją dobrze, jak żadną inną z tamtych czasów. Dość długa jak na moje kilka latek i nieco ponad metr wzrostu. Ciągnęła się między polami i łączyła z szerszą, na którą nie wolno mi było wychodzić samej, bo tam "auta jeżdżą". Na całej długości rosły jakieś drzewa owocowe, a pod nimi maki.... tylko maki i chabry pamiętam.
Wracam na tą drogę w określonych momentach mojego życia, czyli jak to bywa, z dość systematyczną częstotliwością.
Są to te momenty, kiedy należy podjąć trudną decyzję, niekoniecznie dla mnie korzystną i bez stuprocentowego przekonania ,że słuszną....
Moje próby bycia mądrzejszą , czy rozważniejszą w sytuacjach niekoniecznie dla mnie stabilnych
od razu kierują mój umysł na tą drogę. Uśmiecham się sama do siebie wtedy, że znowu na niej "stoję". :)
Nie potrzebuję psychologa , by tłumaczył mi te powroty.... Znam przyczynę...znałam zawsze....

Była to moja pierwsza w życiu rozłąka z mamusią na kilka dni.
Mama tłumaczyła , że musi wyjechać i że muszę zostać pod opieką cioci. Pytała , czy jestem już dużą dziewczynką i czy będę umiała bez niej zasnąć...
-Tak mamuś , duża jestem i grzeczna będę... usnę od razu...mówiły usteczka , a serduszko waliło jak dzwon.
Nieznośna buzia nagadała głupot z którymi serduszko wcale nie miało zamiaru się zgodzić.
Ale stało się...Mamuś ubrana elegancko poprosiła o odprowadzenie do końca DROGI.... Tej DROGI na którą tak często teraz wracam.....
Była to najtrudniejsza w życiu trasa jaką pokonałam i na końcu której zostałam sama, z przeszklonymi od łez oczami machałam mojej mamusi na pożegnanie.
Samotny powrót niczym kondukt żałobny ciągnął się w nieskończoność. Nuciłam jakieś strasznie smutne piosenki wymyślane na poczekaniu. Każdy mak był opłakany i obśpiewany...
Wcale nie chciało mi się wracać na gwarne podwórko na którym nie było mojej mamusi.....

Wieczorem nie dotrzymałam obietnicy......Leżałam cichuteńko jak myszka, patrzyłam na czerwone światełko tlące się przy figurce Marii... Zasnęłam dopiero jak zapiały koguty.....


Sorki dla spodziewających się horroru :))))))))))))

wtorek, 29 lipca 2008

Frajda:))))))))))))

Żeby nie siedzieć jak ten poeta nad dziewiczo - białą kartką papieru
od razu popadnę w euforię....
Zostałam członkinią Partii Dobrego Humoru :)))
JA... Renezja, Czarnarena, Czarna Mamba, a nawet Rajska Ptaszyna:)))
Ja, ja , ja...właśnie ja:))) Która wieczorami popada w doły nie do wygrzebania.... Doprowadzająca do furii najbliższych, w swoich poetycko- lirycznych nastrojach.
Ja płacząca jak bóbr już na sam widok łez u innej osoby...

Świadomość,że ktoś widzi we mnie pozytywy ( bo są :) ) jest niezwykle radosna i budująca.
Wtedy nie tylko uśmiechać się do bliźnich łatwiej. Gotowam pokazać układ całego mojego uzębienia, dopóki jeszcze go posiadam:)
W przyszłości... po nabyciu zgrabnej "szuflady", zacznę filuternie uśmiechać się zza wachlarza...tylko oczami.
Ale na razie czym chata bogata....całą szczerą gębą.
Oops.... Damy nie śmieją się "całą gębą" , damy śmieją się półgębkiem z miną zaskoczonej dziewicy:)
Na szczęście ja nie jestem zaskoczoną damodziewicą, tylko poetką...gatunkiem egzotycznym na wymarciu, który robi co chce i jest mu z tym zawsze do twarzy:)))

Takie mi jakieś myślątka biegają po głowie....tak się przechwalam jakbym była pępkiem tej wszechrzeczy o radosnym usposobieniu...
A któż to się poznał na Renezji?
Kto wpadł na ten szalony pomysł, aby obdarować ją tym kawałkiem kartonika, który wprawił ją w tak wyśmienity nastrój?

Ano....jak się jest "Renezją" to znaczy ,że ma się swojego "Taboo"...Anioła Stróża, Psotnika - Satyryka fantastycznego:) wspaniałego kolegę Tadeusza Buraczewskiego.
Nasze jakże zbliżone światy poetycki i satyryczny połączyło jedno zdanie....
"Poeta to nieudany satyryk". Pozwoliłam sobie nie zgodzić się z tą tezą, co Tadeusza rozbawiło i sprowokowało do dalszego dialogu:)))
Pozdrawiam ciepło tego wspaniałego Poetę- Satyryka z mojego cudownego, aczkolwiek zaspanego lekko Konina- Pegazina :)))
I dziękuję bardzo za "Igielnik" , pozytywny ładunek energii:)))))

piątek, 25 lipca 2008

A to życie jest do ............

Już za długo byłam szczęśliwa.....
Za długo....
Zachłysnęłam się szczęściem jak dziecko.
Zapomniałam,że jak tylko poczuję radość i swobodę, to mój serdeczny przyjaciel "Los" postara się o zmianę mojego nastroju...
Nie wierzę w przeznaczenie, ale im dłużej żyję na tym świecie, tym częściej zauważam, że szczęście w pełni,.... co ja mówię..... zadowolenie.... nie jest mi dane, ba...ja go sobie nawet nie jestem w stanie zapewnić.
Moja sympatia dla innych odbierana jest jak przyzwolenie do włażenia mi buciorami w życie. Chętni do poukładania w komodzie mojego serca kończą próbą umieszczenia w niej swoich wizji, nastrojów i najlepiej siebie....
Prywatność ...pojęcie coraz rzadziej rozumiane... kończy się rozpadem przyjaźni.
Tylko jaka to przyjaźń?
Przyjaciele powinni umieć żyć osobno.... bo przyjaźń to nie niewola....

Świat zwariował.....tego jestem już pewna, a ja muszę wreszcie przestać być naiwną kretynką
ufającą wszystkim....
Rzadziej wtedy będę oglądać zafochane miny i pośladki pseudo przyjaciół , odchodzących na poszukiwanie innej naiwnej, która ma " bałagan w swojej komodzie serca" ....

wtorek, 22 lipca 2008

Leonard Cohen......daje pomysły na satyrę:)))))

Spróbujmy obiekt mych opisać zainteresowań
Spróbujmy wady mena mego gdzieś głęboko schować
By to udało się w ogóle, trzeba najpierw wykryć
To co nieciekawe jest.....
To co nieciekawe jest......

Zacznijmy zatem od wierzchołka, coś na pewno znajdziem
I powolutku osuwając się w doliny zajdziem...
Znajdziemy tam bez liku wad wybujałej natury
Co żartem stworzyła go.....
Co żartem stworzyła go.....

Te włosy fasolkowe strąki, poszarpane szpetnie
Już żaden fryzjer nie poprawi, lepiej nie obetnie
Dwa groszki dziko zezujące, gdzieś w wymarłym buszu
Dziwne ,że dojrzały mnie.....
Dziwne ,że dojrzały mnie.....

Usteczka miękkie i wilgotne , jak przejrzałe gruszki
A z boku dziwnie wychylone dwa malutkie uszki
O zębach lepiej nie wspominam....każdy w inną stronę
Upiór to czy dziwny stwór.....?
Upiór to czy dziwny stwór....?

Brzuszek nadęty jak balonik, rączki rozstawione
Łapska dosłownie dwie patelnie, niedoszorowane
Nogi na beczce prostowane, a pomiędzy nimi
Dziwy to , czy ruski żart....?
Dziwy to, czy ruski żart...?

Przy tak dziwaczne tej posturze, osobowość śliska
Charakter miękki jak pomidor, w moją stronę pryska
O sobie lepiej nie wspominam, horror to nie lada
W korcu znaleźliśmy się......
W korcu znaleźliśmy się....

Więc kochaj, kochaj tylko mnie... kochaj mimo wszystko
I pragnij jak ja pragnę ciebie, kiedy jesteś blisko
I rozpal płomień duszy mojej....ty szkarado śliczna...
Kochaj zawsze tylko mnie.....
Kochaj zawsze tylko mnie.....

poniedziałek, 21 lipca 2008

Co ja będę gadać....

Nic tak nie boli ,jak nie spełnione marzenia... Bo jakież to życie....my tu, a one tam gdzieś, gotowe by je spełniać....a między nam przepaść, ogromna, nie do przeskoczenie, nie do przepłynięcia, nie do przebycia....
Nic tak nie męczy jak nuda....bezsilna nuda z której nie ma wyjścia.
Z własnego wyboru człek z nudą się połączył i więzi tej nic rozerwać nie może, bo ta wiedźma trzyma i drwi jeszcze na widok szarpania się w chomącie....
Nie.... nie wydostaniesz się człeku ze swego nudnego bytu. Niby siecią pajęczą opleciony, czekaj teraz aż cię mole zeżrą.....

Z wrodzonej...że tak się wyrażę grzecznie... naiwności ( czytaj durnoty ) dałam się uwieść nudzie...
była wielka, jedna z tych co to krainę depresji zafundować gotowa i sama rykszą dowiezie...
Inicjatywa wszelka tonie przy niej w morzu bezradnych łez, a ona pyta tylko niewinnie:
-Co ja zrobiłam???
Nie jestem taka zła...

I wisi wiecznie jak medalion na szyji... Oddechem kark jeży i patrzy.....
Patrzy i podziwia..... patrzy przymilnie jak uzależnienie....
Szarp się o naiwności..... niszcz sidła bezsilności .....do zmęczenia ostatecznego.....
a wtedy ona znów przysiądzie się niewinna i błoga.... i znów usłyszysz znienawidzone zdanie.....
- Kocham Cię......nie wyobrażam sobie życia bez ciebie........................

poniedziałek, 7 lipca 2008

Niepotrzebna

Czuła się jak wyrwana kartka z kalendarza, którą tylko z lenistwa nie pogniótł jeszcze i nie cisnął do kosza.Rzucał ponure spojrzenia, gdy cichutko przechodziła, dawno już nie pamiętając jej zapachu, nie czując jej alabastrowego ciała.
Dla niego zdradziła swoje marzenia...pogubiła w wirze jego codzienności wszystkich swoich serdecznych przyjaciół. Była dla niego, przez niego , jemu podporządkowana.
Lata trwała na swym smutnym , szarym posterunku , z coraz bardziej przygasłym spojrzeniem bezwiednie obracała złoty krążek na swym palcu.
Nieważna już, niepotrzebna i niewidoczna.Spalona przez czas i rutynę.
Nadzieja uchodziła z niej jak powietrze z przebitej dętki.....

Ale nadzieja ma to do siebie,że nie potrafi umrzeć bez walki.
Nawet z popiołu podniesie, otrzepując z brudnej przeszłości...

I powstała...
Podniosła się jak Feniks z popiołu, wyprężyła pierś i wygładziła niesforny lok spadający na czoło.
Już nie pobijesz jej draniu swoim brudnym wzrokiem, bo stała się dla ciebie nieosiągalna.
Na swe zgrabne stopy włoży srebrne szpilki.....
Kibić zgrabną przyozdobi sukienką pełną lata....
i wdepcze cię robalu w popiół z którego się podniosła.....

środa, 21 maja 2008

Jedna z tych rzeczy o których się nie zapomina....

11.05.2008

Wypadek na drodze krajowej nr 12 w powiecie łaskim.

Kierowca Mazdy 121, uciekając przed patrolem policji doprowadził do tragicznego w skutkach wypadku drogowego.

11 maja 2008r. około godz. 22:35 w miejscowości Orchów, na drodze krajowej Nr 12 w powiecie łaskim doszło do wypadku drogowego. Wypadek spowodował kierowca samochodu osobowego marki Mazda 121, który uciekając przed patrolem policji doprowadził do zderzenia z autobusem marki Man z Zakopanego. Strażacy uczestniczący w likwidacji skutków tego wypadku w chwili dojazdu zastali stojący na poboczu, całkowicie rozbity samochód osobowy i autobus ze zniszczonym przodem. Według oświadczenia lekarza obecnego na miejscu kierowca znajdujący się w samochodzie osobowym zmarł. Jedna z rannych osób podróżujących autobusem została przewieziona do szpitala w Łasku. Strażacy zneutralizowali około 300 l oleju napędowego, który rozlał się na drogę z rozbitego zbiornika w autobusie, wydobyli zwłoki z wraku Mazdy i zabezpieczyli miejsce zdarzenia. W działaniach strażaków wspomagali druhowie z OSP, Pogotowie Ratunkowe i Policja.

Jechałam tym autobusem :( Wracałam z fantastycznego weekendu :(

czwartek, 15 maja 2008

Bigos poetycki Mariuszka Paluszka- dać mu produkty to dzieło palce lizać :)))))

Tylko sie jej dotknij :)   Uśmiech, radość, zadowolenie.))))Przybiegła lekko spóźniona popędzana przez biegunkę w pośpiechu zdarła szarą sukienkę włosy rozpuściła i wbiegła w swoją kochaną łazienkę.Jeszcze wzdęta lekko zaczynam codzienne męki.ale się ciesze bardzo że korzystam z łazienki.i wtedy cud następuje ptaków radosne śpiewanie zagłusza moje przemiłe wypierdzanie.A w muszli moje bączki.Radośnie ku niej strzelają.Pobudzane skurczami brzucha ,pełne rozluźnienie jej oznajmiają.Twarz jej szara z początku.Tęczowe barwy przybiera .Bo szczęście ogromne już ją nie rozpiera.W oczach zieleń króluje. Gdy już w brzuchu nie wiruje.Bo już jest po wszystkim i nic się nie snuje.

:)))))))) Orientalne spagetti z moich wierszy w wersji zwariowanego Mariuszka Paluszka :)))))

Zakochaj się wiosną Po poszukiwaniach długich jak bezsenna noc
Odnalazłam wreszcie mój kochany koc
Zaskoczona lekko i z niedowierzaniem
Przymulona wiosennym spaniem
Pomyślałam o mocnej kawie chyba zaraz wodę wstawię
A chmura motylków co w brzuszku drzemała
Całe ciało w rytmie swym rozkołysała
W tańcu prawdziwego szczęścia

Z duszą na ramieniu i z serduszkiem drżącym
Stałam naprzeciwko Ciebie
A Ty zapytałeś tak niby niechcący
Czy przypadkiem nie jesteśmy w niebie

Ja się zakochałam! Cały świat wiruje!
Los mi wreszcie Ciebie dał
Chochlik mi cielęce spojrzenie maluje
By w ten sposób świat cały szczęście moje znał: uśmiech, radość, zadowolenie..

wtorek, 13 maja 2008

Jaśko Mac Gaywer

Moja Góralka ma na imię Anna, chociaż mąż Hanuś na nią mówi...

To było podczas skoków Małysza. Wiadomo było w okolicy ,że na te skoki ma przylecieć nie kto inny jak sam P. Kwaśniewski.
Hanuś nastawiona na tak zacną osobę, słysząc helikopter, jak nie wydrze się do rodziny.... chodźma pryndko pomachać prezydyntowi. Niech widzi życzliwość narodu.!!!! Jak stała tak wybiegła z chaty i maaacha, maaacha. Gazda też wyskoczył, za nim dzieciarnia... Patrzą a helikopter zawraca.
Jak sie Gaździna nie zerwała, co by jakie godniejsze okrycie na głowę narzucić, bo to nie przelewki... helikopter ląduje.....
Jak nie wiujnie, jak nie dmuchnie, wszystkie pomieszczenia pootwierane
to świeżego śniegu nawiało w każdy zakątek....
Helikopter wylądował na polance przy domu.......
Ratunkowy on był, a nie prezydencki :)))
Ratownicy nakrzyczeli ,że ma kobita łapami nie machać ,bo w błąd tylko wprowadziła młodego, niedoświadczonego pilota:)

Na drugi dzień sąsiedzi pytają się w Kościele kto u nich zachorzał, a Jaśko dumnie odpowiada, ze nikt.
Helikopter sie im zepsuł i wylądowali, co by Jaśko zajrzał do silnika...

Tak to Jaśko ( Nasz polski Mac Gaywer ) na polu naprawił helikopter i turysta mógł być uratowany.....

wtorek, 15 kwietnia 2008

Chwile..............

Najpiękniejsze chwile przychodzą niespodziewanie,
bez zbędnego przygotowania.
Przez zachwycone widokiem oko wdzierają się do serca
i moszczą sobie cieplutkie posłanie.
Takich chwil już nie zapomnisz,
wrośnięte w pamięć będą łaskotały wnętrze wspaniałymi wspomnieniami.
A Ty wyciągając z pamięci te perełki popatrzysz, uśmiechniesz się do nich
i umościsz je z powrotem w zakamarkach serca,
By wzrastały z doświadczeniem i mądrością...

A kiedy już "Staruszek Czas"wyciągnie dłoń po Ciebie,
Wtedy zabierzesz je ze sobą i pokażesz mu swoje bogactwo życia.

niedziela, 13 kwietnia 2008

12.04.2008.

Wczoraj miałam przyjemność spotkać się z kolegami i koleżankami z lat szkolnych.
Nie widzieliśmy się 25 lat . To szmat czasu, sporo życia i doświadczeń.
Muszę przyznać, że denerwowałam się trochę tym spotkaniem.
Po części z racji współorganizowania tego zlotu, a troszkę adrenalina rosła na myśl
jak się rozpoznamy w tej dorosłej postaci... Lata robią swoją pracę, nakładając nam znamiona
mijającego czasu. Doświadczenia uszlachetniają naszą osobowość, dziergając na niej ten jeden, jedyny, niepowtarzalny wzór. A że życie nie jest tak łatwe, jak się nam mogło wydawać w wieku
15 lat, to każdy z nas doskonale zdążył się zorientować.
No i.........................
Czas nas pozmieniał, to normalne. Nikt nie jest wiecznym dzieckiem, ale zarówno moje,
jak i ośmielę się twierdzić wrażenia innych były przyjemnie zaskakujące.
Ja wiem, że wiek 40 lat nie jest jakimś wyznacznikiem, ale ja niektóre osoby widziałam dopiero teraz, po 25 latach i odkryłam w nich tamte dawne dzieciaki...tamte błyski w oczach i podobne poczucie humoru...
Wspomnień i śmiechu było co niemiara . Aż dziw bierze jakie szczególiki pozostawały im w głowach. Z tych szczątków opowieści mogliśmy odtworzyć wiele zabawnych historyjek
ze szkoły, przypomnieć sobie lepsze i gorsze momenty z czasu wczesnej edukacji.
Oczywiście, jak to bywa na takich spotkaniach, każdy z nas z dumą opowiadał o swym naturalnym dorobku ( dzieciach, współmałżonku ) jak też o swych osiągnięciach zawodowych.
W miłej atmosferze czas szybko leci, więc i to spotkanie musiało dobiec końca.
O ile powitanie było radosne, aczkolwiek lekko powściągliwe, tak pożegnanie było wylewne, serdeczne i niemalże rozszlochane. Uściskom, całusom i wymianom nr tel. nie było końca.
Każdy zapewniał, że zapamięta i na pewno zechce spotkać się ponownie....
A życie płynie....
Mam nadzieję, że następne spotkanie odbędzie się o wiele szybciej i w jeszcze większym gronie.
A następne ćwierćwiecze?....
Wierzę, że dotrwamy do niego wszyscy....... i to w dobrym zdrowiu. :)

piątek, 21 marca 2008

Nostalgia

Moja droga Weno, gdzie żeś się ukryła?
Bez Ciebie moje siły witalne są nikłe i bez wartości.
Rozkochałaś mnie w sobie i karmiłaś natchnieniem.
Wspólnymi siłami pisałyśmy ciekawe teksty : wiersze miały rymy,
teksty wesołe tryskały radością, a smutne zachęcały do refleksji...

A teraz odeszłaś....
Tęsknię za Tobą Wenusio kochana.
Wieczory bez Ciebie są puste , czyste kartki rażą w oczy, a ja wałęsam się po pokoju
i miejsca zagrzać nie potrafię...

Wróć proszę do mnie, obiecuję poprawę i dyscyplinę...
Wychwycę każdy Twój szept do ucha, zanotuję każdą myśl jaką podeślesz.
A potem siądziemy sobie w kątku i wyciągniemy z tych złotych myślątek
esencję doskonałej jakości....

środa, 20 lutego 2008

Otulona...

Moje sny rozproszył wiatr wdzierając sie nagle.
Omiotłam jeszcze spojrzeniem uśpionym
umykające w zakamarkach pamięci postaci wymyślone.
Rumiane , ciepłem pulsujące policzki stężały nieco muśnięte powietrzem.
Nie chce mi się jeszcze myśleć o poranku,
chociaż wróble za oknem prowadzą już swoje regularne bitwy o okruszki.
Wrzask wdziera się przez okno bezpośrednio do mózgu...
Głupie ptaki.... Mogłyby gdzie indziej przeprowadzać swoje batalie.
Zbieram myśli, by przypomnieć sobie,co tak mną wstrząsnęło we śnie...
Odnajduję postać pierwszoplanową.
Nie znikaj z mojej pamięci....
Nie chcę byś zniknął...
Szczelniej otulona, mocno zaciskam powieki...
Na czym skończyliśmy?
Powróć proszę do mego snu. Pokaż się jeszcze choć na chwilę...
Bo kiedy wstanę, czar pryśnie.
Nie stworzony na jawie, mój Kochanku Nocy...

wtorek, 22 stycznia 2008

Dla "Niego"

Przedzieram się przez gęstwiny wspomnień.
Umysłem, jak maczetą kierując drogę do jasnego widzenia
wielu spraw.
Kierowałeś nim i na każdej ścieżce widziałam ślady Twego istnienia.
Wymazuję z pamięci obraz za obrazem,
a one wracają do mnie we snach.
Pozwoliłeś mi odczuć jak unosi się ptak.
Pokazałeś jak boli strach......
Jak trudne do opanowania są łzy żałości.
A teraz jestem ślepa.
Odszedłeś pozostawiając pustkę, próżnię w której się duszę.
Opuszkami palców pozwoliłeś dotknąć realnego życia.
I zabrałeś go ze sobą w nieprzeniknione gęstwiny mego umysłu.
Jesteś tam..... wiem.
Czuję Cię w mojej pamięci, ale ona umiera...
Powoli znika jak mgła, kiedy promienie słońca zaczynają się w niej przemywać.
Ratuj ją .... Proszę.....
Ratuj moją pamięć od zatracenia,
Bo kiedy umrą sny, które mi dałeś,
pozostanie tylko sącząca się rana po wyobraźni...

poniedziałek, 14 stycznia 2008

Myśl Renata - myśl

Dotarłam już do rozdroża.
Teraz muszę zastanowić się, którą drogę obrać.
Dobrze, że jest solidny kamień na którym mogę przysiąść i pomyśleć ( a swoją drogą, skoro tyle
ludzi trafia właśnie w to miejsce, to dlaczego do cholery, los nie postawi tu porządnej ławki?)
No więc siedzę sobie na tym wygłaskanym już różnymi pośladkami kamieniu i myślę...
Oczywiście , jak to zwykle bywa na klasycznych rozstajach życia.... - zero jakiegokolwiek kierunkowskazu, żadnej strzałki w prawo czy w lewo.
Cofnąć się nie da, bo tam już byłam i czas mnie nie wróci do minionych chwil.
Zresztą i po co? Byłam , widziałam, dotknęłam....Chciałoby się rzec - veni,vidi,vici....
W sumie czemu nie? W końcu mam swoją Wiktorię :):):)
Przez tyle lat zakodowałam sobie, by mieć wzrok utkwiony w przyszłość.A Ona MA BYĆ JASNA !!!
No tak... czyli jakaś wskazówka.
Wstanę i sprawdzę, która droga jest jaśniejsza.
Może jakieś światełko w tunelu? ( nie, nie , tylko nie to... jeszcze nie teraz )

Wypada zrobić analizę życia dotychczasowego , wykreślić wszystko czego się nie chce już przeżywać , dopisać senne marzenia ( a nuż ziszczą się na jawie... )
Do tego dodać prawdziwych przyjaciół, jeśli są ( jeśli nie, to nie udawać ,że się ich ma w ogóle )

Na takim rozdrożu powinien stać barek, zaopatrzony pod kątem ciężkich przemyśleń,
albo chociaż budka z piwem...
To co ja tu robię? Acha.... myślę.
Staję się ryczącą 40-tką
Klasyczny, wyłuskany półmetek już przerobiłam wcześniej. Roztkliwiłam siebie i paru innych
romantyków.
Może teraz pomyślę o zmianie stylu życia?
Może wypada wreszcie dojrzeć do wieku , jaki mi ohydnie wdrapuje się po pośladkach na kark....
( kurcze dajcie mi kija !!!!!!!! )
Dzieci dorastają, pewnie chcą mamusi w gremplinie i z nieustającą troską wymalowaną na buzi.
Sąsiadki już zapowietrzyły się na maxa .
Praca jest , jaka jest. Pracę należy szanować.
mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm
Coś mi nie idzie to myślenie.
Po cholerę ja tu przyszłam?
Gdzieś tu na pewno siedzi Zatroskany Duch- "Opiekun Strapionych"......
Heeeeejjjj !!!!!! Zmywam się stąd na kolejne 10 lat !!!!!!
Stawiam piwo !!! Idziesz ???!!!!!!!!

Takie sobie polegiwanie

Leżę sobie w ciepłym pokoju,
kocem otulona.
Muzyka cichutko płynie z radia.
Na stoliku gorąca herbatka i....

Wydawałoby się luksus,słodkie lenistwo,
pozazdrościć tylko....

Leżę sobie.... - bo nie mam siły podnieść zbolałej głowy
Sztywne mięśnie odmawiają posłuszeństwa.
W ciepłym pokoju..... - musi być ciepły , żeby pozbyć się dreszczy
Kocem otulona.... - a pod nim szalik i ciepłe wełniane skarpety
Muzyka jest cicha ... - przez zalgnięte uszy prawie jej nie słychać
Na stoliku herbatka i .... - stos tabletek, hektolitry syropów, góry chusteczek do nosa

Leżę sobie, tylko że nie z własnej woli.
Grypa mnie położyła,a teraz siedzi obok i rechocze z mojej bezradności.....

wtorek, 1 stycznia 2008

Hej wszystkim:):):)

Witam w Nowym Roku:)
Ile dni , tyle niespodzianek.
Ile tygodni, tyle wrażeń i doświadczeń.
Te trudne i smutne nas zahartują,
te radosne podniosą na duchu.
Oby wszystkie były z pożytkiem dla nas
i wyzwalały w nas Człowieka.....

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...