poniedziałek, 14 stycznia 2008

Myśl Renata - myśl

Dotarłam już do rozdroża.
Teraz muszę zastanowić się, którą drogę obrać.
Dobrze, że jest solidny kamień na którym mogę przysiąść i pomyśleć ( a swoją drogą, skoro tyle
ludzi trafia właśnie w to miejsce, to dlaczego do cholery, los nie postawi tu porządnej ławki?)
No więc siedzę sobie na tym wygłaskanym już różnymi pośladkami kamieniu i myślę...
Oczywiście , jak to zwykle bywa na klasycznych rozstajach życia.... - zero jakiegokolwiek kierunkowskazu, żadnej strzałki w prawo czy w lewo.
Cofnąć się nie da, bo tam już byłam i czas mnie nie wróci do minionych chwil.
Zresztą i po co? Byłam , widziałam, dotknęłam....Chciałoby się rzec - veni,vidi,vici....
W sumie czemu nie? W końcu mam swoją Wiktorię :):):)
Przez tyle lat zakodowałam sobie, by mieć wzrok utkwiony w przyszłość.A Ona MA BYĆ JASNA !!!
No tak... czyli jakaś wskazówka.
Wstanę i sprawdzę, która droga jest jaśniejsza.
Może jakieś światełko w tunelu? ( nie, nie , tylko nie to... jeszcze nie teraz )

Wypada zrobić analizę życia dotychczasowego , wykreślić wszystko czego się nie chce już przeżywać , dopisać senne marzenia ( a nuż ziszczą się na jawie... )
Do tego dodać prawdziwych przyjaciół, jeśli są ( jeśli nie, to nie udawać ,że się ich ma w ogóle )

Na takim rozdrożu powinien stać barek, zaopatrzony pod kątem ciężkich przemyśleń,
albo chociaż budka z piwem...
To co ja tu robię? Acha.... myślę.
Staję się ryczącą 40-tką
Klasyczny, wyłuskany półmetek już przerobiłam wcześniej. Roztkliwiłam siebie i paru innych
romantyków.
Może teraz pomyślę o zmianie stylu życia?
Może wypada wreszcie dojrzeć do wieku , jaki mi ohydnie wdrapuje się po pośladkach na kark....
( kurcze dajcie mi kija !!!!!!!! )
Dzieci dorastają, pewnie chcą mamusi w gremplinie i z nieustającą troską wymalowaną na buzi.
Sąsiadki już zapowietrzyły się na maxa .
Praca jest , jaka jest. Pracę należy szanować.
mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm
Coś mi nie idzie to myślenie.
Po cholerę ja tu przyszłam?
Gdzieś tu na pewno siedzi Zatroskany Duch- "Opiekun Strapionych"......
Heeeeejjjj !!!!!! Zmywam się stąd na kolejne 10 lat !!!!!!
Stawiam piwo !!! Idziesz ???!!!!!!!!

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...