środa, 30 lipca 2008

Droga

Wspomnienia które chcę opisać powinnam opowiadać leżąc na kozetce u psychologa:))))
Niemal "słyszę"słowa typu.....- "Chce pani o tym porozmawiać?"
Tak chcę....bo jest to mój własny dowód na to , że w każdym z nas siedzi małe dziecko...że tak naprawdę nigdy z niego nie wyrastamy. Czy to dobrze ,czy źle pozostawiam analizie fachowców:)
Posiadamy w mózgu głęboko zakorzenione wspomnienia.

Tak często wracam myślami na drogę, po której chodziłam we wczesnym dzieciństwie.
Pamiętam ją dobrze, jak żadną inną z tamtych czasów. Dość długa jak na moje kilka latek i nieco ponad metr wzrostu. Ciągnęła się między polami i łączyła z szerszą, na którą nie wolno mi było wychodzić samej, bo tam "auta jeżdżą". Na całej długości rosły jakieś drzewa owocowe, a pod nimi maki.... tylko maki i chabry pamiętam.
Wracam na tą drogę w określonych momentach mojego życia, czyli jak to bywa, z dość systematyczną częstotliwością.
Są to te momenty, kiedy należy podjąć trudną decyzję, niekoniecznie dla mnie korzystną i bez stuprocentowego przekonania ,że słuszną....
Moje próby bycia mądrzejszą , czy rozważniejszą w sytuacjach niekoniecznie dla mnie stabilnych
od razu kierują mój umysł na tą drogę. Uśmiecham się sama do siebie wtedy, że znowu na niej "stoję". :)
Nie potrzebuję psychologa , by tłumaczył mi te powroty.... Znam przyczynę...znałam zawsze....

Była to moja pierwsza w życiu rozłąka z mamusią na kilka dni.
Mama tłumaczyła , że musi wyjechać i że muszę zostać pod opieką cioci. Pytała , czy jestem już dużą dziewczynką i czy będę umiała bez niej zasnąć...
-Tak mamuś , duża jestem i grzeczna będę... usnę od razu...mówiły usteczka , a serduszko waliło jak dzwon.
Nieznośna buzia nagadała głupot z którymi serduszko wcale nie miało zamiaru się zgodzić.
Ale stało się...Mamuś ubrana elegancko poprosiła o odprowadzenie do końca DROGI.... Tej DROGI na którą tak często teraz wracam.....
Była to najtrudniejsza w życiu trasa jaką pokonałam i na końcu której zostałam sama, z przeszklonymi od łez oczami machałam mojej mamusi na pożegnanie.
Samotny powrót niczym kondukt żałobny ciągnął się w nieskończoność. Nuciłam jakieś strasznie smutne piosenki wymyślane na poczekaniu. Każdy mak był opłakany i obśpiewany...
Wcale nie chciało mi się wracać na gwarne podwórko na którym nie było mojej mamusi.....

Wieczorem nie dotrzymałam obietnicy......Leżałam cichuteńko jak myszka, patrzyłam na czerwone światełko tlące się przy figurce Marii... Zasnęłam dopiero jak zapiały koguty.....


Sorki dla spodziewających się horroru :))))))))))))

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...