środa, 8 października 2008

Akant drukuje moją recenzję!!!!!! :)))))

Jestem zwolenniczką życia w rodzinie, gdzie głową domu jest mężczyzna, żona jest jego prawowitą pomocnicą i współorganizatorką ogniska domowego, a dzieci są podporządkowane i posłuszne rozsądnym! rodzicom….

W w. w. art. widnieje dialog dwojga młodych studentów i kilka osób przysłuchujących się tematowi. Temat wyzwolenia ciemiężonych kobiet z łap męskich… „krzywdy” jakie ponoszą z racji współżycia, bycia w związku, oraz w toksycznych układach rodzinnych , tak podnosi mi ciśnienie, że wszystkie te ”nieszczęśliwe i nie rozumiane bidulki „ odesłałabym na to ich Wenus. A nawet jeszcze dalej.

Zawodowo pracuję w takim miejscu, że nieformalnie mam możliwość nasłuchać się dialogów nastolatków… ich bluźnierczej mowy i stosunkowi do całego świata.

Egoistycznie cieszę się , że jestem z tej „ innej epoki” .

Nie jestem feministką… choć cieszę się ,że kobiety mają swoje prawa, bo tak być powinno.

Z racji rodzenia i wychowywania dzieci należy im się ulga i wszelka pomoc. To winno być naturalne. Ale niech nie odzierają siebie z tej dawniej pojmowanej kobiecości…gdzie gentelman dłoń ucałował, zachwycił się kreacją czy komplementował ….

Właśnie to podkreślam w swoich wierszach… tę kobiecość , tkliwość i zwiewność natury.

Cechy kobiety, wprawiające mężczyzn w zachwyt , a nie jak krzyczą feministki „ chęć przelecenia , czy przerżnięcia”…

Kobiety do tematów zawsze podchodzą emocjonalnie , co nie znaczy że błędnie. Przy współpracy z mężczyzną , który jest bardziej racjonalny….dany problem jest rozwiązany należycie w obydwu aspektach…

Emocje są uwarunkowane naturą kobiecą i chęć wyzwolenia się od nich to walka z wiatrakami…

Najbardziej wulgarne, rozkrzyczane i ganiające z transparentami ,w konfrontacji z „samcem” potrafią stracić głowę przy zetknięciu się ich spojrzeń , dotyku , czy zapachu…. To NATURA nic ponad to ….

Lilka trzęsie Jankiem , bo jest jej przeszłością , niekoniecznie cudowną… ma zapewne problemy i w najmodniejszy na obecne czasy sposób próbuje się wybić…. „ jestem feministką , więc mogę wrzeszczeć do woli… jestem wyszczekana i nie przegadasz mnie”- to sposób na ówczesne bolączki młodych kobiet.

Kobieta feministka podobnie jak femme fatale…. kusi ,wabi , podnieca wyglądem i przy tym głośno niemal protestuje , by facet się nie gapił. To po cholerę najjaśniejszą to robi? Po co jej te mini spódniczki, springi, pusch upy, po co makijaż , perfumy , tipsy…. Bo tak?

Dorośnijcie kobiety.!

Najbardziej boli mnie odrzucanie mężczyzny jako ojca dla swego dziecka….

„nie jest potrzebny… zarabiam tyle ,że sama wychowam” – nic bardziej mylnego.

To perfidne pozbawianie dziecka jego prawa do dwojga rodziców… to emocjonalne krzywdzenie własnego „miotu” …żadne stworzenie w naturze tego nie czyni na zasadzie „ BO TAK” , bo ja tak chcę….

A jak jest taka bystra to niech w łaskę do chłopa nie lezie po nasienie.

„ Jaką kobieta jest siłą” ?

„ Niszczącą”….. nieprawda, nie jest niszcząca…jest SIŁĄ, która jeżeli już wejrzy w głąb siebie to znajdzie miejsce w swoim życiu i dla cudownego mężczyzny i dla dzieci i pracy zawodowej…

Mój artykuł który ukazał się w "Podwórku z kulturą" W Bydgoszczy

Prosił mnie Pan o skomentowanie „Tancerki”… Nie jest to prosta sprawa, gdyż szczerość mojej natury bezwzględnie nakazuje pisać to , co ona mi podyktuje.

A żem konstrukcji prostej i na eleganckich wywodach się nie rozeznaję, to treść i jakość tego komentarza pozostawi po sobie ślad nieco swojski , aczkolwiek szczery i uczciwy…..

„ Tancerka” właśnie taki typ kobiety prezentuje, co daje mi odwagę stwierdzić ,że tak czy inaczej dla Twórcy tej postaci jest ona bliska , a tym samym JA utożsamiając się z „Barbarą” też mam nadzieję na pobłażliwe potraktowanie tych moich wywodów….

Ta tożsamość odziera mnie jednak z modnego ostatnio trendu bycia feministką.

No cóż….nie jestem nią i mogę się założyć ,że wiele kobiet w głębi serca jest „ Barbarami’’, marzącymi o swoich „ Bogumiłach „…. Tylko duma i status społeczny nie pozwalają im przyznać się do tego….

Podobają mi się Pana nawiasowe wypowiedzi, choć kłuła z nich czasem typowo męska wizja świata. Basia traktowana ściśle wizualnie ( fajna dupa nic ponadto ) wie co robić , aby każdy mężczyzna powłóczył wzrokiem za jej zgrabnymi pośladkami…. ( nawet autor się do tego przyznaje J )

Jej lęk o przemijanie urody ( przejaskrawiony ) jest podyktowany naturalnym pędem męskiej populacji do pięknych i młodych „samiczek” …. Typ femme fatale jest szczególnie ceniony w męskim świecie ( każdy truteń ma jedno tylko w umyśle…. zaspokoić królową )

Możliwe ,że to próba sił….” Bogumił” filar spokoju i nienaruszalności i” Barbara” delikatność motyla… rozpływająca się w tańcu erotyka….

Piękne zatracenie głowy… widowiskowe i poruszające.

Sama końcówka już jednak mniej smaczna… Wypadek i w ostateczności samobójstwo Bogumiła traktuję jako brak pomysłu na inny finał….Wystarczy zwyczajnie ten drugi…silny , z nie nadszarpniętymi jeszcze nerwami , ze świeżymi pomysłami i tym rozedrganym powietrzem wokół nich… Boguś spala się automatycznie…bez utraty męskości jako takiej…

Autor sprytnie podkreślał raz po raz ,że Baśka to niezłe ciacho…nawet te 2, 3 cm. ponad miarę działały na wyobraźnię. Firma podupadła, Bogumił stracił szacunek, przyjaźni nigdy nie było….wystarczy by odbić kobietęJ

Takie kameralne „ bum „ kojarzy mi się z sitcomami… to coś w rodzaju „zabili go i uciekł” .

Alem się rozpisała…to chyba na tyle.

Czytało się świetnie, w wielu momentach utożsamiałam się z bohaterką ( nie wstydzę się do tego przyznać).

Stwierdzam ,że jest Pan znawcą kobiet i mimo takiego płytkiego ich przedstawiania jest pan kobietami zauroczony….

Przy Panu kobieta może odkrywać wszelkie barwy i niuanse swej kobiecości.

Pan jako wytrawny badacz płci jakże pięknej i do końca nieodgadnionej, nie raz jeszcze będzie zaskakiwany oryginalnością i przemianami jakie zachodzą w tejże płci…

Z wyrazami uznania…

Barbara…….ups J Renata Grześkowiak ….

wtorek, 7 października 2008

Jesienne melancholie....

Życie nas toczy,
ugniata,
formuje.
Czasem mu to nie wychodzi,
wtedy niszczy
i zaczyna formować od nowa.
Jeśli starczy mu naszych lat ziemskich
to u schyłku dni
wystawia nas w galerii swoich udanych form.
A jeśli nie?
No cóż,
często utwardzamy tak naszą konstrukcję serca,
że nie ugniecie,
nie uformuje nic
z czego dumny byłby artysta
i dumna byłaby masa żywej tkanki.
Zasypiamy niespełnieni
łudząc się ,że to nie jest przecież wszystko
że nie po to przyszliśmy,
aby po latach użyźnić glebę.

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...