sobota, 24 lipca 2010

poetka-niepoetka

tworzy
szumna nazwa jak na pismaka
ze stopami blisko zlewu
i głową częściej w suszarce
aniżeli w chmurach
ciągnie ją do pisania
jak sukę do psa, pomimo
sprzeciwu właściciela

jej jest dobry
czasem przeczyta, pokiwa znacząco głową
by przy kolejnym tworzeniu
zeźlić się na marnotrawstwo czasu
bo cenny on przecie
i nie na głupoty przeznaczony
( co innego gary pomyć, czy pranie zrobić)

tworzy
rymy owczym, ślepym pędem zabiegają
każdą najmniejszą szarą komórkę
choć przecież to jest niewspółczesne

szara kobieta tworzy
bez zniechęcenia zawija w kolorową bibułę
swój bezbarwny świat

Sławomir Matusz

WSPÓLNE FOTOGRAFIE

1.
Rozwieszam pieluchy. Pamiętam, jak
pierwszy raz poplamiliśmy z Alą
prześcieradło. Wypłukałem je i powiesiłem
na tym samym sznurze. Jacyś zdziwieni
sąsiedzi przyglądali się temu z drugiego
balkonu. - Było to w końcu nasze
wspólne zwycięstwo...

2.
Ala jest w drugim miesiącu połogu.
Teściowa ostrzega ją, by pilnowała
przede mną dziecko - bo podobno
mogę mu coś złego zrobić. „Wszyscy
mężczyźni tacy są” - paple, kiedy mnie
nie ma. Ala mówi mi o tym, a ja uspokajam
ją. Powtarzamy sobie, że to żart w złym
guście, nic takiego, ale już mamy czym
się martwić.

3.
Śniadanie. Modlę się nad talerzem
z manną. Ala próbuje przystawić Barnabę
do piersi. Mały tarmosi rączkami sutek
i odwraca buzię. Patrzę na nich,
a iskierka na mnie zerka. Chyba myślimy
o tym samym - jak zamienić się miejscami?

4.
Kiedy byliśmy w ciąży - Ala nosiła -
bała się, że pies będzie zazdrosny
o dziecko. Jednak odkąd podotykali
się nosami, Czort przynosi Barnabie
wszystkie zabawki wyrzucane z łóżeczka.
Pies prawie oszalał - na spacerach
przegania inne psy, które podejdą
za blisko i ogląda się za kobietami
z wózkami.

5.
Teściowie poszli sobie. Ala może
wreszcie połasić się. - Staje przede mną,
unosi koszulę i drażni sutkami moje usta
i nos. Piersi ma ciepłe i nabrzmiałe.
Zaczynam ssać, naśladując Barnabę.
Teraz rozchyla się i wsuwa moją dłoń
sobie między uda. Mruczy, przytula się
i głaszcze mnie po głowie. A ja ssę
i masuję. Codzienna przyjemność
ściągania resztek pokarmu - by jutro
nie było zastoin. Rytuał, który mógłby
wiecznie trwać.

6.
Ala karmi Barnabę leżąc na boku.
Kładę się z głową u jej pępka
i wsuwam między nich - powoli,
by nie przeszkadzać dziecku.
Przyglądam się, a potem przystawiam
do drugiej, wolnej piersi. Kiedy
Barnaba kończy, równo obdzielam
całusami tłusty policzek syna
i pomięty sutek Żony. Śmiejemy się -
Ala mówi, że czuje się z nami jak
wilczyca. Rzymu raczej nie założymy,
ale kto wie...
7.
Barnabę i mnie zafascynował księżyc.
Gapimy się w niego co wieczór
jak najęci. Ala twierdzi, że dużo go
w moich wierszach i martwi się.

8.
Do kiedy Ala karmiła tylko piersią,
oboje z Barnabą pachnieli tak samo.
Teraz Barnaba ma już swój zapach.
Ala mówi, że pachnie mną. Przeczę
i kręcę głową, a trochę jestem z tego
dumny. A na wszelki wypadek myjemy
się z dzieckiem dokładniej, bo też nie jestem
pewien o co Jej chodzi.
-65-

9.
Czytam książkę o historii Ameryki,
Ala gaworzy z Barnabą. Trudno się
skupić. Odkładam książkę i ze śmiechem
dołączam do nich. Mówię Ali, że łatwiej
byłoby Barnabie pogadać z jakimś małym Inką
i opowiedzieć wszystko, niż nam czytać.
- Ależ On się rozwija! A co z konkwistą? -
poważnieje Ala.

10.
ALA CZESZE PSA.
JA CZESZĘ ALĘ.
BARNABA ŚPI -
ISKA GWIAZDY.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Pisać , pisać i pisać ...

...można snuć opowieści z krypty, można rozpływać się w maśle maślanym , można wirować między ustami, a brzegiem zrozumienia i nigdy nie nasycić się wyimaginowaną miłością twórczą.
Schody prowadzą jednako do nieba , jak i w dół do piekła ...mi znacznie łatwiej się schodzi , aniżeli wspina

niedziela, 7 lutego 2010

miast snu....

Natura w delikatności swojej jest jak kochanka, wabiąca wszystkie stworzenia świata...używa do tego całej gamy woni , barw i kokieterii, jej tylko właściwej i jej tylko urok przydającej.
Poszukując sensu istnienia, uduchowiając miłość, wglądając w siebie, czerpiemy z jej nieprzebranych zasobów, aby na niwie naszej ludzkiej wędrówki choć w części poczuć się tak pięknym i tak wzbudzającym zachwyt jak ona właśnie. Dzieckiem natury się zwiemy, ssąc "pierś" macierzy nabywamy podobnych cech. Wabimy , kokietujemy i roztaczamy aromat miłości wokół wymarzonej osoby, nawet jeśli umysł nasz konsekwentnie wysyła czerwone światło STOP.

jaśmin posadzę
delikatny uśmiech
gdy przechodzisz obok

całą istotą
mego rozumienia
pragnę cię ogarnąć

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

dzień ku dniowi lgnie
promieniejąc tęsknotą
noc czule kurczy

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...