wtorek, 21 stycznia 2014

Myśl wieczoru

Twórczość literacka jest jak kardiochirurgia...nie wystarczy połączyć wyrazy, należy jeszcze włożyć w nie serce i wpompować natchnienie.


Mój pierwszy tomik.
Zdjęcie autorstwa Leszka Kamińskiego.

Zima na wesoło :)


- oj ty kiedyś głowę zostawisz...
- absolutnie!...przecież ja zawsze zimą nosze czapkę

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Recenzja "Wrocławskiej Madonny"


"Wrocławska Madonna" Jolanta Maria Kaleta, Wydawnictwo Psychoskok Konin

Kiedy spojrzałam na okładkę „Wrocławskiej Madonny” od razu zdecydowałam, że muszę to przeczytać. Jednak w moje ręce wpadły dwie książki i los, a raczej mój mąż zdecydował, że on do łóżka bierze „Madonnę”, a ja zabieram „Złoto Wrocławia” < bo grubsze >
Na temat „Złota” już się wypowiadałam, zatem teraz, kiedy zamiana doszła do skutku i mogłam przeczytać „Madonnę”, powiem krótko- super!
Super się czytało, fabuła nie rozwlekła i pełna napięcia, nieprzewidywalna, co jest często moją zmorą podczas lektury powieści. Do samego końca nie wiedziałam, jak potoczą się losy Marka, czy miłość do pięknej Tamary może mieć swój happy end, no i oczywiście do końca trudno było wyczuć, losy obrazu… odnajdzie się, czy nie odnajdzie- wszak czasy cudaczne, trudne i niebezpieczne, a Polacy pokręceni jak włosy pięknej bohaterki. Dobrze, że to powieść, bo będę spała spokojnie, jednak świadomość prawdziwości przedstawianych czasów i układów panujących na wysokich szczeblach politycznych i sądowych, przytłacza mnie. Pamiętam tamte czasy, tylko z perspektywy biedy i kolejek, wszelkie machloje, przekręty i polityczne przepychanki nie były obiektem moich trosk. Byłam dzieckiem. Liczyło się tylko , czy mama przyniesie z „Sezamu” coś dobrego.
Dzienniki telewizyjne, wywołały strach w oczach mamy… a ja… powoli dorastałam, w swoim tempie.
Polecam tę książkę, bo warta przeczytania, warta przypomnienia sobie czasów i uświadomienia faktu, że był w Polsce pewien okres, który pozwolił tzw. „władzy”, tejże władzy nadwyrężyć i „ustawić” się na kolejne lata.
A tytułowy obraz ? Czasem marzenia pisarzy są jak modlitwa.
Renata Grześkowiak

czwartek, 2 stycznia 2014

Tombakowe myśli...



może nie są złote,ale na pewno jest w nich ziarnko prawdy.
Czasami uwierają w zwoje, jak kamyk w bucie.

Kiedy myślę boso, mam większą możliwość wyczuć ziarno prawdy.

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...