czwartek, 27 lutego 2014

Anatomia zła - Dawid Hybsz


Książka wymagająca, książka zmuszająca do skupienia, kierująca nasze myśli głęboko w nasze wnętrze.
Dobro i zło. Co jest w nas silniejsze, doskonalenie siebie i podnoszenie naszej jakości życia, czy autodestrukcja.

Autor na podstawie własnej analizy oraz podpierając swoje wywody naukowymi odkryciami innych badaczy stara się nas wprowadzić w taki swoisty ( nazwę to całkowicie po swojemu) autotrans. Poprzez wskazywanie nam źródeł pochodzenia lęku, bólu, niechęci, docieramy do sedna naszego zniechęcenia życiem.
Samo narodzenie się jest już silnie traumatycznym, przeżyciem, które zabunkrowane głęboko w naszej podświadomości wywiera wpływ na nasze życie, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Terminologię zła kojarzy się najczęściej z religią i to wytłumaczenie najzupełniej wystarcza. Mało kto wysila się bardziej ponad tradycyjne pojmowanie tematu i dąży do wyodrębnienia źródła zła, czyli naszego życiowego dyskomfortu, aby go w miarę możliwości wyeliminować i wieść satysfakcjonujące życie...bo skoro narzuca nam się teorię, że zło mamy zakodowane w genach, albo że prześladuje nas życiowy pech, to wszelkie próby przeciwstawienia się są po prostu bezcelowe.

Śmierć jest nieodłączną częścią życia. Skutki jej oddziaływania dotykają psychikę bliskich, którzy tracąc kogoś ze swojego środowiska popadają w rozpacz, co za tym niesie konsekwencje nerwic, spadku odporności i choroby.
Przypadki utraty najbliższych potrafią zadziałać jak "przycisk", który automatycznie włącza w nas proces autodestrukcji.
Przestaje nam się chcieć żyć, działać, robić cokolwiek, aby wyjść z przygnębienia. Zaczynamy swoisty taniec ze śmiercią.

Autor odsyła czytelnika do medytacji, oczyszczania się, zgłębiania wiedzy o własnym wnętrzu, wyniesionych tradycjach i namawia do przypomnienia sobie momentów z dzieciństwa, które mogło wywrzeć silny wpływ na nasze późniejsze działania.

Czytając książkę takie właśnie odniosłam wrażenia. Książka nie należy do łatwych, jest ambitna i wymaga od czytelnika poważnego podejścia do lektury. Samo przeczytanie by zaliczyć, zwyczajnie mija się z celem.
Czytając, pojawiały się w mojej świadomości obrazy z dzieciństwa. Powracał szczególnie jeden, kiedy już to sobie uświadomiłam, postanowiłam się mu przyjrzeć.
Pozwolę sobie nakreślić schemat przeżycia, jako dowód, że lektura książki jest cennym źródłem z którego czerpanie może przynieść rezultaty.
...Mam ok 4 lata. Byłam z mamą i rok starszym bratem na wsi u cioci. Pewnego ranka moja mama musiała jechać do domu, a nas zostawiła na dwa dni z rodziną. Pamiętam jak odprowadziłam mamę do drogi, dla mnie to był bardzo długi odcinek ścieżki między polami, ale na tyle prosty, że widocznie dla mamy nie był on niebezpieczny. Kiedy po rozstaniu z mamą wracałam sama na podwórko,całą drogę układałam piosenki o tym jak mama mnie zostawiła...Pamiętam noc, ciocia po swojemu przytuliła mnie, ucałowała, najprawdopodobniej zapewniła,że mamusia przyjedzie, ale ja nie spałam bardzo długo. Wpatrywałam się w świecącą figurkę Matki Boskiej i rozmyślałam o swoim nieszczęściu.
Dlaczego o tym piszę...niby banalna historia...zostawiamy dzieci u rodziny, aby wykonać ważne dla nas czynności. Jest to normalne i naturalne.Po to ma się przecież rodzinę. Jednak ta scenka, te dwie doby bez mamy powracały do mnie przez życie w chwilach, kiedy czułam lęk, samotność...głęboko w świadomości, czy podświadomości powstał zarodek nieokreślonej tęsknoty, którą trudno do czegokolwiek przyrównać. Pozostało coś jeszcze...

Anatomia zła...Zło jest dla każdego czymś innym. Szatan dla jednych jest pierwiastkiem zła wszczepionym nam do serc...przez kogo? Dla innych jest realną postacią z równoległego świata, który tylko czeka na przekroczenie progu życie - śmierć.
Ilu myślicieli, tyle wniosków, a tzw. zwyczajny zjadacz chleba z tym tematem borykał się, boryka i nadal będzie, bo to jest przynajmniej dla mnie temat rzeka.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...