sobota, 5 kwietnia 2014

RECENZJA "DUCHÓW INKÓW" NADESŁANA PRZEZ BLOGERA, Krystiana K.

W najnowszej książce wrocławskiej pisarki Jolanty Marii Kalety „Duchy Inków” spotykamy się z historią odwołującą się do wydarzeń z przeszłości, a konkretnie legendy związanej ze skarbem Inków ukrytym w zamku w Niedzicy.
Dzięki książce nie musimy podróżować do Ameryki Południowej, by zgłębiać zagadki starożytnej cywilizacji Inków i związanych z nią tajemnic, które po dziś dzień czekają na swoje wyjaśnienie. Autorka książki jest z wykształcenia historykiem i politologiem, co bez wątpienia daje odzwierciedlenie w postaci napisanej książki. Zabiera nas do nie odkrytych tajemnic naszej historii.
Zapoznając się już z pierwszymi stronami książki wiedziałem, że to będzie pasjonująca powieść. Nie zawiodłem się. Zacząłem bić się w pierś i żałowałem, że dopiero teraz zapoznałem się z twórczością tej autorki.
Jak już wspomniałem, akcja książki rozgrywa się na zamku w Niedzicy w końcowych latach PRL-u. Klimat tych lat został bardzo dobrze odzwierciedlony, co zasługuje na szczególną uwagę. Inka Złotnicka z Wrocławia ( imię i nazwisko może się kojarzyć ze złotem Inków) przybywa do pracujących na zamku archeologów. Nie zdradza nikomu celu swojej wizyty co sprawia, że jej działaniami zainteresowany jest bojownik rewolucyjny – Komendante Eduardo. Jego zadaniem jest odnalezienie za wszelką cenę złota Inków, rzekomo ukrytego w murach zamku. Zadanie to zostało mu powierzone przez władze PRL-u, dzięki czemu został mu przydzielony pomocnik – kapitan Jerzy Sobel, oficer służb specjalnych. Ma on całkowicie odmienny charakter od tytułowej bohaterki. Sprawia to, że czytelnik bawi się ich zachowaniem, a przede wszystkim porażkami ich operacyjnych działań, których konkretów Wam nie zdradzę. Postaci te, mimo swoich czarnych charakterów dają się lubić, co mnie bardzo zaskoczyło. Rzadko się zdarza, by czytelnik lubił takie postaci, które nie przejawiają ogólnej sympatii. Ciekawości i przyspieszonego bicia serca dodaje fakt, iż w książce znajdziemy odniesienie do sił nadprzyrodzonych, co jest nie lada gratką dla miłośników takich klimatów. Zdradzę Wam, że doświadczycie tego za sprawą Kondora, a także przeczuć krakowskiego archeologa Kornela i Inki. Pojawia się również wątek miłosny, jak przystało na taki rozwój wydarzeń. Jest on wkomponowany w całą fabułę książki z wielkim wyczuciem, prawdziwym kunsztem literackim, przez co jej nie przyćmiewa. Czytelnik jest cały czas świadomy, że głównym wątkiem jest wyjaśnienie wielowiekowej tajemnicy.
Książka napisana jest prostym i nieskomplikowanym językiem, pozwala on na obrazowe wyobrażenie sobie faktów z historii poruszanych w niniejszej książce. Przy jej czytaniu nie da się nudzić.
Najnowsza powieść Jolanty Marii Kalety polecam osobom, które lubią powiązania legend z faktem, podróżami historycznymi w czasie; miłośnikom niewyjaśnionych historycznych zagadek i specyficznych dla siebie lat socjalizmu; także tym, którzy czytają książki polskich pisarzy oraz tym, którzy jeszcze nie zetknęli się z twórczością autorki. Dopóki tego nie zrobicie, dopóty musicie wierzyć mi na słowo – naprawdę warto!

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...