wtorek, 14 października 2014

BRAT- demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego

Aleśmy im, panie redaktor, dokopali…

-Komu niby?

- Tym Nazistom…dwa do koła…Ha…ha…ha. Dobrze im tak.
- Niemcom, panie Janie drogi, Niemcom…jeśli mówi pan o wygranym sobotnim meczu piłki nożnej na Stadionie Narodowym.
- No jakże to, panie redaktor? Przedwczoraj jeszcze pan redaktor mówił, że to Naziści w II wojnie światowej wyrządzili nam szkód na 850 miliardów dolarów, a teraz pan nagle zmienia zdanie… jak moja Gieniuchna po kolacji.
- Ależ panie Janie, musi pan odróżniać kontekst historyczny od ….sportowego, powiedzmy. Wrogowie nasi, z którymi walczyliśmy mężnie na śmierć i życie i których pokonaliśmy w sojuszu z naszymi dzielnymi aliantami, to byli Naziści, natomiast nasi obecni najlepsi przyjaciele, to Niemcy. Proste.
- I my od najlepszych przyjaciół będziemy żądali blisko tysiąc miliardów odszkodowania?
- Hm…Pan to od razu tak obcesowo. Tu trzeba bardziej finezyjnie. Taktownie. Dyplomatycznie.
- Rozumiem. Niby udajemy, że razem, zgodnie, ręka w rękę, idziemy prosto po czerwonym chodniku, a potem…szast… prast i… na lewo. Wpuszczamy w maliny najlepszych przyjaciół.
- Hm… pana prostolinijność czasem jest nieco… ambarasująca.
-W tym największy jest ambaras, panie redaktor…
- Wiem.”Żeby dwoje chciało naraz”.
- Właśnie. A jak znam naszych odwiecznych, śmiertelnych…tego…przyjaciół, to możemy się już zacząć oblizywać na samą myśl o tych stu milionach, jakie przypadną na każdego Polaka.
- Pesymizm pana jest co najmniej nieuzasadniony, drogi panie Janie.
-Ha…ha…Widzi pan redaktor te spracowaną dłoń?
- Niedomytą trochę, przepraszam.
- A bo wczoraj pomagałem swojej Gieniuchni konfitury smażyć.
- I co?
- A widzi pan redaktor kaktusa na tej dłoni?
- Nie mówię, że widzę.
- Otóż to. Nie tylko, że tych miliardów¦ nie zobaczymy, ale więcej powiem – sami z tych pretensji do wielkich pieniędzy zrezygnujemy …
- Co pan? Tak po prostu?
- Nie po prostu. Finezyjnie, taktownie i dyplomatycznie, jak pan redaktor mawiał – zrezygnujemy z roszczeń w imię umacniania odwiecznej przyjaźni między naszymi dwoma od zawsze i na zawsze braterskimi krajami…
- I co? Brat mniejszy i większy?
- To pan redaktor tak mówi.
- A w zamian co?
- Jakieś okruchy z bogatego pańskiego stołu zawsze spadną.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...