czwartek, 30 października 2014

Giełda - demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego


- I o co chodzi w tym całym interesie, panie redaktor?
- O to, że giełda jest wspaniałym wynalazkiem, nowoczesnym instrumentem finansowym pozwalającym na pomnożenie włożonego kapitału.
- Zaraz zaraz, pan mi opowiada, że najpierw muszę ten kapitał początkowy mieć.
- Jakże inaczej. Oglądał pan zapewne we wczesnej młodości taki film ”Ziemia Obiecana”?
- A i owszem. Pani Kalina Jędrusik w tej słynnej scenie przedziałowej.
- Panie Janie! Dzieci słuchają.
- Kiedy ich teraz w przedszkolu dokładnie uczą …na gumowych lalkach.
- Dlatego pan tak się wychowawczynię wypytywał?
- Należy interesować się kształceniem młodego pokolenia. Sam pan w pogadance świetlicowej mówił.
- Ja w innym kontekście.
- Jak zawsze.
- Ale odeszliśmy od podstawowego wątku, drogi panie Janie.
- Od tych obiecanek ziemskich. Same obiecanki. Jak zawsze.
- I pan pamięta, jak tam trzej młodzi przedsiębiorcy pożyczali kapitał początkowy na uruchomienie swojej fabryki?
- Od takiego jednego…wie pan.
- Tak. Ale nie w tym jest sedno.
- I nie oddali.
- Też nie o to chodzi.
- To w czym rzecz?
- Pospolita, Panie Janie. W kapitale, który chcemy zainwestować na giełdzie.
- Czyli nie pocąc się w fabryce, nadstawiamy kieszeń na spodziewany zysk z pożyczonych pieniędzy?
- Pan jak zawsze niemożliwie upraszcza, ale w zasadzie o to chodzi. Chociaż stracić też można. Teoretycznie. Historia służy przykładami.
- Hm… To ja chyba wolę Kazka spod Grójca. Nigdy nie był przegrany.
- Jak to jest możliwe?
- Znasz pan Karolka Mocnego?
- Nie.
- Zwany tak, bo tylko Łomżyńskie Mocne pija.
- Nie znam.
- Obrabia nielegalnymi Ukraińcami osiem hektarów sadu pod tymże Grójcem. Dostał po rodzicach. Którzy na giełdzie nigdy nie grali. Dochowali się sześciu synów…córek nie liczę… i każdemu zostawili po sadzie jabłoniowym.
- No?
- I tenże Kazek…
- Ten Mocny?
- On. Jak tylko śniegi zeszły, jeździł na motocyklu po okolicznych chłodniach warzywno-owocowych…
- Na szczęście za Gierka mnóstwo ich wybudowano, by nic się nie marnowało z polskiego urodzaju…
- Dokładnie. Rozmawiał z kierownikami tych chłodni i wypytywał, po ile oni rzucą na rynek te swoje jabłka na wiosnę.
- I po co mu to?
- Potem szedł do Karolka-Sadownika i przedstawiał mu ofertę.
- A co takiego on mógł zaproponować?
- Średnią cenę skupu jabłek w czerwcu, panie redaktor!
- Nienarodzonych jeszcze?!
- Otóż to. ”Panie – powiadał – daję panu 25 groszy za kilo na pniu. W chłodniach mają po 35, ale tam jabłuszka trzeba jeszcze dowieźć. Ma pan tu osiem hektarów, tyle i tyle zbierzesz z hektara, mnożysz na te 25 groszy i masz poważny szmal… Ukraińce przyjadą, zbiorą i zapakują. Paluchem pan nie kiwniesz. Chyba że kapsel od piwa ukręcisz, jak mnie poczęstujesz”.
- Duuuuuża forsa!
- Otóż to.
- Ale to Karolek ma, nie Kazek.
- Kazek brał jeden grosz od kilograma…za pośrednictwo i załatwienie sprawy.
- Taki cwaniak!
- Dlaczego cwaniak? Handlowiec. Karolek ma dobrze, bo sprzedaje przyszły urodzaj na pniu, niezależnie od przymrozków i plagi mszyc, bez biegania, użerania się i targowania, dyrektory od chłodni mają zapewniony towar, konsumenci spożywają najlepsze na świecie polskie jabłka. Wszyscy zadowoleni. Żadnych strat.
- A w razie przymrozków i mszyc?
- Ubezpiecza się urodzaj. Ubezpieczony zawsze przezorny, panie redaktor. ZUS stoi na straży. A pan chcesz ryzykować na jakiejś giełdzie.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...