środa, 8 października 2014

Jąkała- demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego


- Be…be…be…be….
- Czy to w wyniku jakiego silnego wzruszenia zaczął się pan nagle jąkać, drogi panie Janie? Mogę polecić doskonałego specjalistę. Niedrogo bierze za wizytę. Wyleczył mojego kuzyna całkiem. Biedak na widok l ministra finansów w telewizorze tak się zaciął, że nic z siebie nie mógł wydusić… Wskazywał tylko palcem na ekran i powtarzał zupełnie bez ładu: ”ten… sk…ten…sk…ten…sk…”Dobrze, że przychodnia była niedaleko.
- Ależ ja sie nie jąkam, panie redaktor, tylko mówię, że do litery “be” już doszli
- Jakiej litery ”be”? Kto doszedł?
-Sam pan zobacz. Najpierw złapali tego, co to nas terapią gospodarczą szokował.
- Balcerowicza?
- Na litere “be”. Widzisz pan. Posadzili przy biurku. Samego jak palec. Tylko szklaneczke wody mu postawili. Nawet kawałka suchego chleba pożałowali.
- Szokowa terapia?
- Właśnie. Po czym na drugą stronę blatu doprowadzili trzech innych panów na ”be”…
-Kogo niby?
-Nie wierzysz pan? Belke, Bieleckiego i Buzka.
- Co pan powiesz? I co dalej?
- I huzia we trzech na jednego. Niehonorowo tak.
-Ale czego od niego chcieli?
- Niedokładnie tak pamiętam, bo dużo nie naszych słów zużywali, szczególnie ten Buzek…ale wiedziałem, że pan redaktor będzie czepliwy i je sobie spisałem. Gdzieś to mam… O… tu!
- Hm…” Pieniężne przepływy międzygałęziowe w warunkach postępującej pauperyzacji znacznego odłamu społeczeństwa a teoria monetarystyczna, ze szczególnym uwzględnieniem keynesjanskich uwarunkowań interwencjonizmu etatystycznego “ Uff! Sam diabeł może nogi na tym połamać.
-I tym Balcera okrutnie przygwoździli.
- Współczuję mu. I co on?
-Też takimi zagranicznymi słowami się odszczekiwał. Aż ich porządnie wnerwił.
-I co?
-Trzej panowie “be” koniecznie chcieli wiedzieć, czy szklaneczka, z której Balcer tak często popijał, jest w połowie pusta czy tez w połowie pełna. Jak dzieci. Przecież widać, że ledwo co zostało na dnie.
-Ha…ha…ha…To taka przenośnia, drogi panie Janie. Pytali , czy - jego zdaniem - stan gospodarki krajowej jest dobry czy raczej nie bardzo.
- Jak to wy, uczone, tak potraficie wszystko skomplikować, co proste…
-Po to ich kształcono pięć lat…albo i dłużej.
-Ja na swój prosty rozum to widze tak, panie redaktor – gdyby ci pana trzej mędrcy mieli ukraść, powiedzmy, cysterne spirytusu…
- Oni! Cysternę spirytusu. Ha…ha…ha…Już to widzę! Ha…ha…ha…
-Widzi pan? Dobrze. Potem szukaliby kupca na ten towar, no nie?
- A jakże. Ma swoją wartość rynkową..
-Otóż to !Gdyby już znaleźli nabywcę, długo by się targowali, prawda ?
-Jakże inaczej. Proces negocjacyjny czasochłonny i odpowiedzialny jest. Delegacje, rozmowy, diety…
-Widzi pan. A jakby już sprzedali ten spirytus, zastanawialiby się, gdzie i na jaki procent ulokować pieniądze…
- Ani chybi. Kapitału należy strzec i go pomnażać. Zainwestować mądrze. Powołać potem Radę Nadzorczą. Wybrać Zarząd. Poprowadzić posiedzenie…
- Jakby już i ten proces mieli za sobą, zaczęliby się zastanawiać, gdzie kupić wódke po odpowiedniej cenie, bo naród sie stale domaga tej rozrywki…
- Absolutnie. Cena jest funkcją, panie Janie, podaży i popytu. Krzywa popytu rośnie, kiedy podaż kształtuje się w granicach…
-Tak, tak…ma redaktor racje z tymi granicami. I gdzie by kupili te wóde?
- U Ruskich, bo droższa?
-Teraz widzi pan redaktor. Pare miesięcy by minęło, zanim zobaczylibyśmy na stole ulubioną półlitrówke. Znów w chlewiku szwagra musieliby my bimbrownię urządzić. A ile skarb państwa by przez to stracił! Przez tych panów be”?
-No, niestety, tak. Ale co chce pan właściwie powiedzieć?
- Nic wy, nauczone, nie rozumiecie. Cysterne z chłopakami przetaczamy na boczny tor, na miejscu otwieramy luki, rozcieńczamy spirytusik wodą i niezwłocznie uskuteczniamy te właśnie konsumpcje bieżącą, o której czterej panowie “be” się tak spierali z pianom na ustach. Tanio i bez zbędnej biurokracji.
-Pan to ma głowę, panie Janie. Gdyby jeszcze nazwisko na literę “be”.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...