piątek, 24 października 2014

Rozkochana w Panajanach - absolutnie na czasie, wszak chłody przyszły :)))............"MARKA" Aleksandra Janowskiego :)

MARKA


- Moja Gieniuchna wczoraj widziała z okna, jak jakiś pokraczny stwór ciągał pana redaktora na smyczy dokoła skwerku …
- Proszę serdecznie pozdrowić szanowną małżonkę, drogi panie Janie. Zechce jej również pan uprzejmie wytłumaczyć, że dokonywałem przechadzki z najnowszym nabytkiem mojej małżonki, najczystszym okazem szlachetnej psiej rasy meksykańskiej zwanej chihuawa…
- Czi..ha….ha…ha…He…he…Kto tak nazywa psa? Pies to jest Reks, Burek albo Saba.
- Przepraszam, panie Janie. Suczka ma na imię Zuzia. Nabyta z odpowiednim świadectwem z Polskiego Związku Kynologicznego. Ze wszystkim szczepieniami kosztowała mnie ponad 1300 złotych.
- Kto płaci taki majątek za małego szczeniaka z ogromnymi uszami buldoga, krzywymi łapkami ratlerka z wyłupiastymi oczkami, pyszczkiem sznaucera i ogonkiem szczura? Czy to nie jest nieudany eksperyment jakichś naukowców? Do tego kolor wyleniały jakiś.
- Piesek, drogi panie Janie, pasuje maścią do koloru najnowszego, najmodniejszego płaszczyka mojej małżonki. Prosto z Paryża. Ma odpowiednią metkę. Paryską.
- Widziałem na pani redaktorowej. Paryską, mówi pan? Naprawdę? Widzę, że ja pana redaktora muszę uczyć życia.
- Dziękuję. Jestem starszy od pana. I bardziej doświadczony.
- Nie wątpię. Zna pan redaktor ciuchy na bazarze w Rembertowie?
- Niestety, nasze drogi życiowe się nie przecięły.
- Rozumiem, że nie. Otóż na prawo od wejścia, jak miniesz pan smażalnię kiełbasek Ziutka Masarza, stoisko wietnamskie z chińską bielizną damską, artykuły żelazne Mietka - kasiarza, to trafisz pan do Stefci z Grójca.
- I co takiego bym tam zobaczył?
- Stefcię dyrektory nosili na rękach w Modzie Polskiej…Kiedyś. Robiła tam za główną projektantkę, zanim nie zaczęła z koleżankami – krawcowymi sprzedawać w prywatnych pawilonach przy Pałacu Kultury najmodniejsze suknie prosto z Paryża.
- Niby jak to było możliwe?
- Prywatna inicjatywa, panie redaktor. Jej córcia - studentka, która wyjechała niańczyć francuskie dzieciaki, wysyłała do Warszawy przez swego chłopaka – konduktora wykroje i wzory najnowszej mody kobiecej…
- I co jej z tego przyszło?
- Nie łapiesz pan redaktor?
- Nie widzę związku.
- Stefcia następnego dnia rysowała u siebie w biurze taki sam fason, koleżanki szyły wyroby z państwowego materiału i wstawiały gotowe do pawilonów jako wytwory wystrzałowej mody żabojadowej.
- Co pan powiesz! Ma kobieta głowę!
- Więcej powiem…Szyły tak doskonale, że Francuziki wysyłały swego delegata do Warszawy z belami materiału, by nasze dziewuchy szyły im letnie płaszcze.
- Nie mów pan! Ale przecież moja małżonka pokazywała mi oryginalną metkę…Paryską.
- Stefci pan nie doceniasz. Tenże konduktor pod siedzeniem w przedziale całe torby tego towaru przewoził. I dalej wozi.
- Hm. A obecną cenę gotowego wyrobu pan zna?
- Co mam nie znać? U nas 900 złoty, w Paryżewie 900 euro…
- To w przeliczeniu co najmniej 3600 naszych polskich złotych.
- I tyle szanowna pani redaktorowa panu zaśpiewała?
- Trochę więcej, bo to podobno dostawa ekspresowa. Z samego Paryża. Na przedwczoraj. Czterysta złotych dodatkowo. Razem ponad cztery tysiące.
- Ha…ha…ha… Pośpieszną kolejką podmiejską do Rembertowa dojedziesz pan za osiem złociszy. Ha…ha…ha…
- Ale płaszczyk jest doskonałej jakości! I jak leży!
- Na pewno! Stefcia markę trzyma. Prywatna inicjatywa. Nic jej nie zmoże.
- Hm…Powiadasz pan? A czy…tego… Taki sam płaszczyk na pannę Wandzię po znajomości, taniej dałoby się załatwić? Za te 900 złotych? Dyskretnie…rozumie pan?
- Czego się nie zrobi dla drogiego pana redaktora? Na kiedy umówić panienkę na miarę?

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...