wtorek, 18 listopada 2014

"Rachmistrz", czyli prześwietna demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego.


-Puk….puk…
- Kto tam?
- To ja, panie redaktor.
- Już otwieram, drogi panie Janie. Witam serdecznie.
- Ja też pana redaktora. Sam pan jest?
- Tak, bo małżonka uczestniczy w imprezie integracyjnej w jej szkole, za pieniądze z Unii. Zamieniają się z nauczycielami płci męskiej na ubrania i hm…tego…integrują zbiorowo.
- I pan redaktor na to własnej żonie pozwala!
- Ależ, panie Janie, tam wszystko się odbywa przy zapalonym świetle. Chodzi o przysposobienie kadry nauczycielskiej do nauczania tego…jak mu tam… gender. Słyszał pan zapewne.
- Ha…ha…A jakże. Sławek od Stasiaków kiedyś dyrektorkę podejrzał. Żałuje, że patrzył.
- Trzeba było jaką młodszą podpatrywać. He…he…Ale co pana do mnie sprowadza o takiej porze?
- Sprawa, ona jest, panie redaktor, pilna. Jaki pan masz wymiar kończyny dolnej?
- Czego?
- Ojej, no buta przecież!
- Aaaa, czterdzieści jeden, a bo co?
- I tu pan redaktor nie dociąga do normy. O trzy rozmiary większy potrzebuję.
- Ale po co panu moje buty?
- Nie o buty chodzi, panie redaktor. Widzisz pan, coś mnie tknęło…i jak zdjąłem obuwie, to zobaczyłem na wielkim palcu lewej nogi ogromną dziurę. Wstyd będzie
- No to załóż pan nowe skarpety… i po kłopocie. Ile razy tak robiłem.
- Widzi pan redaktor…pan jako inteligent ma stan posiadania skarpetkowego niemożliwie rozdęty…
- Nie tak znów bardzo. Chyba ze trzy pary czarnych i tyleż brązowych… różnych odcieni.
- Widzisz pan. Superata wychodzi. A u mnie z prania poprzednia jeszcze nie wróciła…
- To kup pan sobie nową.
- Kiedy o tej godzinie pozamykane są te sklepy. A może jakoś pana redaktora jedną czarną naciągnę? Lewą?
- Zaraz przyniosę. Siadaj pan, nie stój. O, tu mam. Przymierz pan.
- Strasznie się naciągnęły, ale chyba tę godzinę wytrzymają, jak pan redaktor sądzi?
- Gwarantuję. Tylko dlaczego godzinę?
- No bo zaraz potem na pewno każą nam je zdjąć.
- Kto niby każe?
- Komisja.
- Jaka znów komisja nakazuje zdejmowanie skarpet?
- Skru…tego…liczeniowa.
- Skrutacyjna? Obliczeniowa niby?
- Tak jest. To ja już lecę, bo będę zapóźniony, a nie chcę ostatni…
- Gdzie pan lecisz?
- Do tej komisji.
- Ale przecież już jest po wyborach. Wczoraj się skończyły.
- Ależ gęsty jest pan redaktor. Właśnie. Jest po wyborach i oni liczą głosy.
- To mówże pan po ludzku. Jest pan członkiem obwodowej komisji skrutacyjnej. Wielki to zaszczyt i obowiązek. Gratuluję.
- Poczekaj, panie redaktor. Za liczydło u nich robię. Wylosowano mnie.
- Za rachmistrza, chcesz pan powiedzieć?
- Panie redaktor, jest wolność słowa. Mówię co chce…i powtarzam jasno i wyraźnie „za liczydło”.
- Nadal nie pojmuję, przyznam.
- O jejku, komputry im wszystkie siadły i będą zliczać głosy ręcznie…chwytasz pan w końcu?
- A…. już wiem. Na liczydłach! Jak pół wieku temu.
- Nie, skądże! Liczydeł od dawna nie ma. Nikt ich nie używa nawet na najdalszej wsi.
- O Jezu! To na czym będziecie liczyli?
- Otóż to, panie redaktor. Na palcach. Tymi oto rękoma.
- Niesłychane! No to skarpetki panu po co?
- A jak zabraknie paluchów u rąk, to na czym będziem rachować, panie inteligent redaktorowy?
- O rany! Na nogach!!!
- Dlatego odnóża też umyłem. Oba.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...