środa, 26 listopada 2014

Umiar - demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego


- To trzeba, panie redaktor, tak po cichu…by nikt nie wiedział…
- Dyskretnie, mówisz pan?
- Niech i tak będzie, byleby ludziska nie gadali
- No dobrze, ale o co właściwie chodzi?
- Ale pan reaktor ani pary z gębuli, ani mru mru?
- Nikomu ani półsłówka.
- To panu powiem, ale cicho…sza
-Absolutnie.
- I wracam ja , wyobraź pan sobie, panie redaktor, w piątek w nocy…
- Pamiętam, duchota taka była, że nie wytrzymać….ponad 30 stopni…wieczorem…Okna musieliśmy z małżonką w mieszkaniu pootwierać i przeciągiem się chłodzić.
- A jakże! I wracam ja, panie redaktor, nie powiem, w stanie nieco…tego, ale nie za bardzo…
-Umiarkowanym?
- Do niższych stanów średnich bym się kwalifikował, nie wyżej…
- I co na to szanowna pani Eugenia?
- Właśnie …i tu jest cała problema, panie redaktor…
- Od razu do pana z wałkiem?
- Ha…ha…Z własnego doświadczenia pan redaktor gada?
- Skądże. Nie zjawiam się w takich stanach…niestety. Od dawna.
- To panu współczuję, panie redaktor. Powiem panu, bo pana lubię, że taktykę strategiczną mam opracowaną
- Jaką że to?
- Od razu myk do kuchni, łóżeczko rozkładane zza szafki wyciągam i …lulu.
- A czy szanowna małżonka pana Jana aby nie…
- Drzwi zamykam! A jakże. Musowo. W celu – jak mawia pan redaktor- zabezpieczenia pokoju domowego…i osiedlowego.
- Ha! Chytrze pan to obmyślił. No, dobrze, ale co rano?
- I tu właśnie, panie redaktor, jest to sedno całej sprawy. Milczysz pan, jak ten wieloryb?
- Aż tak wielki nie jestem!
- No dobrze…jak karp wielkanocny.
- Dlaczego akurat karp?
- A słyszał pan, żeby mówił?
- No nie. Nigdy.
- Dlatego. Milczysz pan?
- Milczę.
- To pan słuchaj.
- Słucham.
- Gieniuchnę mi ukradli!!!
- Ukradli?! Małżonkę!
- Nie wrzeszcz pan. Ludziska usłyszą.
- Ukradli? Panią Eugenię!? Niemożliwe.
- Sam pan osądź. Zerwałem się raniutko…przed mleczarzem. Pogoniłem na ogródki działkowe, bo blisko…
- Na ogródki?
- Zerwałem siedem wysokich irysów z Maciejowej grządki…Nikt nie zauważył.
- Rycerski pan jest, panie Janie. Ja też, jak coś przeskrobię, kupuję swojej bukiet czerwonych róż w kwiaciarni na rogu
- Właśnie i zasuwam tak galanteryjnie z tym wiechciem do sypialni małżeńskiej…
- Jak romantycznie.
- Uchylam cichutko drzwi…
- Co za scena! Jak w tym włoskim serialu telewizyjnym , gdzie ona go kocha, a on w innej się durzy,
wydrowatej takiej. Też się nad ranem zakradł do jej sypialni…
- I co widzę? Nie zgadniesz pan, panie redaktor…
- O rany! Panią Eugenię…in flagranti!!! Nie uwierzę. Nigdy.
- Puste łóżko, panie redaktor!!! Ot co.
- Puste? To gdzie szanowna małżonka? Porwali? Kto?
- I właśnie w tej materii do pan redaktora przyszłem, by on jako bardziej wygadany, na policję zadzwonił…
- Chcę pan zgłosić zaginięcie szanownej pani Eugenii?
- Coś koło tego, panie redaktor.
-Boże! Co za pech. Już dzwonię.
- Wal pan, panie redaktor.
- Chwileczkę…Mówił pan o piątku, a dziś mamy…poniedziałek. Dlaczego pan tak długo zwlekał, panie Janie?
- Nie wierzyłem własnemu szczęściu, panie redaktor. Chyba się te porywacze nie rozmyślili i jej nie zwrócą, co?
- Już dzwonię, drogi panie Janie! Co za historia.
- Wystukaj pan tego numera w końcu.
- Już! O! Mam jakąś wiadomość na telefonie. Posłuchajmy.
- „Kochany! Gienia musiała nagle wyjechać do córki, bo ją do szpitala porodowego zawieźli, a Jana telefon był poza zasięgiem. Na pewno się biedak strasznie zamartwia. Zadzwoń do swego kumpla i uspokój go. Całuję”.
- Widzi pan. Wszystko szczęśliwie się wyjaśniło. Znów zostanie pan dziadkiem. Który to już raz?
- Czwarty.
- No to wspaniała okazja do kielicha! Dwie właściwie.
- Mów pan o jednej, panie redaktor. Trochę umiaru nie zaszkodzi. Za wnuczka, panie redaktor.
- Za wnuczka.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...