sobota, 7 marca 2015

Kiedy Pana nie widzę, piszę listy. List trzeci.Ta moja religia z lasu.

Drogi Panie Aleksandrze, pytał Pan w jednym ze swoich listów, jaka jest moja religia, jaka filozofia życia…
Wierzę w sprawiedliwość i wierzę, że każdy człowiek w jakiś sposób odpowie za krzywdy wyrządzone całej rzeczywistości...ludziom, zwierzętom, naturze, Ziemi...bo czynienie zła z premedytacją, ze świadomością, że się je czyni, musi być osądzone. Nie wnikam, czy przez Boga, przez Wszechświat, przez nas samych, kiedy już osiągniemy pełnię zrozumienia naszego postępowania...wierzę, że każdy odpowie.
A propos natury, mała dygresja… całe życie wpajałam moim dzieciom, a teraz uczę tego mojego wnuka: jeśli rozkładasz kocyk na trawie i wejdzie ci na niego robak, choćby nie wiem jaki był brzydki, to go strzepnij, przenieś na patyku, ale NIE ZABIJAJ!, bo to TY wtargnąłeś na jego teren, a nie on na twój. I jeśli idziesz chodnikiem i widzisz maszerujący szwadron mrówek, grzejącą się na betonie biedronkę, czy chrabąszcza- przesuń swoją stopę, nawet jeśli zachwiejesz przez to rytm swojego chodu, dla ciebie to gest, dla tych drobiazgów szansa na przeżycie kolejnego dnia w miejskim buszu…
Wracając do tematu, wierzę też, że jeśli wybaczam komuś krzywdę, którą mi uczynił, to nie musi o nią już się troszczyć, bo skoro ja, skrzywdzona, wybaczam, to co komu do tego, by musiał go jeszcze raz rozliczać z danej winy.
Taka moja religia :))
Wie Pan dlaczego to piszę? Bo miałam duży problem, by przełamać opór do mojego chorego ojca, który w swoim zdrowym życiu był dość zimnym ojcem. Chętniej nas karał, niż przytulał. I kiedy mu świadomie wybaczyłam ten brak zażyłości, o jakim marzy każde dziecko, opieka nad nim przestała być ciężarem. Kocham go, myję, karmię, pielęgnuję i cały czas mam pogodę ducha i cierpliwość.Okazuję mu taką miłość, jakiej zawsze oczekiwałam od niego. Wiem, czuję to, że on to zrozumiał. I to chyba też jest religia. Czasem człowiek musi stracić ogromnie wiele, by dowiedzieć się, że posiada tak wiele.
Na zakończenie, aby nie pozostawiać szanownego Pana w takim filozoficznym nastroju, opowiem historyjkę z wycieczki do lasu.
Tak się składa, że czasem zamiast grzybów wypatruję cudów natury. Zauważyłam, że w tym akurat przypadku, działa chyba ta okrzyczana siła przyciągania:) Podglądam ja sobie krzaczki, kwiatki, szukam przypadków godnych sfotografowania i nagle spostrzegam gromadę pięknych, błyszczących, chabrowych żuków. Kulają jakieś „zapasy” do swojej norki. Zabawne w tym jest to, że ja akurat tamtego dnia miałam identyczny kolor lakieru na paznokciach, stąd też moja baczniejsza uwaga skierowana na te stworzonka. Kucam więc, moszczę się wygodnie aby zrobić ładne zdjęcie, miałam tylko komórkę, zatem dobre zdjęcie wymagało wysiłku… nagle cała czwórka zostawia swoje kulki i zaczyna dość szybko iść, by za chwilę zniknąć w próchnie. Przybliżam ten telefon do norki, by jeszcze uchwycić ich zagrzebywanie się, gdy nagle dwa dorodne okazy wyskoczyły z niej, ewidentnie w celu odstraszenia intruza.
Przyznam, że udało im się to znakomicie, bo aż straciłam równowagę z wrażenia, ale też mnie olśniło! One te moje paznokcie, które musiały zauważyć, najprawdopodobniej wzięły za obcą grupę żuków, która weszła na ich rewir! I niech mi szanowny Pan powie… czy to nie jest religia? Moim zdaniem- w najczystszej postaci !




Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...