wtorek, 10 marca 2015

Kiedy Pana nie widzę, piszę listy. List szósty. Rzeka.

Najserdeczniej Pana witam, drogi Aleksandrze. Tak nam te nasze rozmowy schodzą na życiowe tematy, jakby ta nadchodząca wiosna chciała nas skłonić do podsumowań. W zasadzie to nie wiem dlaczego, wszak wiosna budzi wszystko do życia, podrywa nasz zapał do działań, ale i dodaje kolejny słój pniu drzewa, kolejny konar staje się filarem, kolejny rok wyciska zmarszczkę. A ja mój drogi przyjacielu życie człowieka lubię przyrównać do rzeki.
Na początku jesteśmy małymi strumykami. Wyrywamy się w wielki świat z energią i pełnym zaufaniem. Każdemu pozwalamy zaczerpnąć z nas radości i beztroski. Nie skąpimy nikomu przyjaźni, a wszelkie przejawy niesmaku, szybko spłukujemy z siebie i otoczenia serdecznym śmiechem.
Potem każdy z nas staje się rzeką...Dostojną i szeroką .Głębia wypływająca z doświadczeń, zatrważa być może, ale wprawne oko potrafi dostrzec te wirujące kropelki, jakie zapoczątkowały ten pęd ku życiu. Gdybym miała pokusić się o swoisty rys charakterologiczny mnie jako rzeki, to chyba wyglądałby tak:
-Nie można o mnie powiedzieć, że jestem jednostajna i monotonna.
-Wiele już odcinków na mej trasie było rwących i porywających.
-Te specjalne odcinki należą do osób, które w jakiś sposób postanowiły zaznaczyć siebie
w tym biegu. Ich mądrość i optymizm były niczym wianki rzucane na wodę.
Niczym oczyszczalnie z depresji, złych emocji i natłoku przykrości.
-Trafiają się osoby, które być może chciałyby zbudować tamę na rzece.
Ale nie na tej !!!
Te wody mają jeszcze spory odcinek do pokonania. Zainteresowanie co jest dalej, za zakrętem , nie maleje. Sporo szorstkich kamieni jest jeszcze do wygładzenia.
Wiele złego trzeba jeszcze w wirach zatopić.

A życie mój drogi przyjacielu nanosi szlam z roku na rok, z dekady na dekadę.
Mijamy po drodze różne rzeki, strumienie , a czasem bywamy świadkami wodospadu,
Ale ja, na szczęście nie dotarłam jeszcze do żadnego urwiska. Nie mam pojęcia jak zareaguję, gdy takie pojawi się na mojej drodze. Jak Pan myśli, czy upadek z wysokości jest nieunikniony dla każdej rzeki?
A jak spadnę, czy zdołam pozbierać wszystkie moje cenne kropelki?
Byłoby żal każdej z nich, bo każda dała całą siebie, abym mogła stać się rzeką.
Jednego jestem pewna, nie pozwolę zbliżyć się do siebie żadnym „brudnym buciorom”.
Mogę im poradzić tylko jedno.
-Na wszelki wypadek zabierzcie ze sobą ręcznik!

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...