wtorek, 27 października 2015

Kiedy Pana nie widzę, piszę listy. List jedenasty. Kraków nocą.

Szanowny Panie Aleksandrze, czuję się zawstydzona, że pozostawiłam Pana bez wiadomości przez tyle dni. Tak, właśnie zawstydzona, bo zapewne zamartwiał się Pan o mnie, a ja oddałam się szaleństwu Międzynarodowych Targów Książki.
Nie powiem, że nie myślałam o Panu, bo skłamałabym, Pana książki były w moich dłoniach wielokrotnie i z przyjemnością opowiadałam o ich treści. Lubię opowiadać o książkach miłych memu sercu, wtedy mam wrażenie, że staję się twórcą więzi między Panem, a czytelnikiem. Taka klamra spinająca światy, zgodzi się Pan ze mną?

Kraków magiczny jest zwłaszcza nocą, nie sposób było odmówić sobie przyjemności, by po dziesięciu godzinach gwaru, charakterystycznego targom, nie pójść na Rynek, nie stanąć przed ulicznym grajkiem, nie pospacerować uliczkami, które mają swoje piękne tajemnice.
To miasto, nawet w samotności, nie pozwala się smucić… można co prawda zamyślić się nostalgicznie, można nawet poczuć łzę, nie wiadomo z jakiej przyczyny płynącą po policzku, ale nie można czuć się opuszczonym.
Wawel podświetlony ciepłym światłem pomarańczy i jaśminu spowodował u mnie zwolnienie kroku, wywołał złudzenie, że nie jestem sama, że idzie ze mną pod rękę sam król i chętnie zabawiłby mnie rozmową, ale i pomilczeć wspólnie przecież miło.
Lubi Pan spacer pod rękę z własnymi myślami i może jeszcze w towarzystwie swojej wyobraźni? Czego chcieć więcej, kiedy Kraków sam w sobie jest bogactwem doznań.
Kiedyś napisałam wiersz o tym mieście...pozwolę sobie przesłać go w tym liście…

Prawdziwi Przyjaciele po prostu są

Z Wieży Ratuszowej
patrzę na Kraków.
Wielobarwna,
wielojęzyczna fala
przelewa się pod stopami.

Wpływa i wypływa,
przyssanymi do Starówki tętnicami
dotlenia Kościół Mariacki
Kościółek św. Wojciecha
Sukiennice...

Piotrek zaraził mnie
tą miłością.
Złączył moje serce z miastem,
zaślubiny pieczętując drewnianą różą.

Patrzę na tłum przy fontannie
i na Piotrka z obiektywem
szukającego mnie
na firmamencie nieba.

Trębacz z wieży Mariackiej
czyni swoją powinność.
Czuję się trochę nieziemsko
...
patrzę w dół
i uśmiecham się.

Czy pospacerowałby Pan ze mną po Krakowie? Chwycilibyśmy się pod rękę i rozmawiali o zabytkach, artystach… ja bym się wymądrzała, a Pan dobrodusznie słuchałby, a po chwili uzupełnił moje bajania o ciekawostki z Pana odwiedzin w tym mieście.
Targi Książki tętniły życiem, Kraków tętni życiem, czy to nie urocze, znaleźć się razem właśnie tam?
Czuję się zaproszona… do zobaczenia w Krakowie mój drogi Panie Aleksandrze.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...