wtorek, 12 stycznia 2016

Kiedy Pana nie widzę piszę listy. List dwunasty. Smutek.

Drogi Przyjacielu,
od samego rana zastanawiam się, jak to jest w tej naszej człowieczej konstrukcji, że nawet nie mając konkretnego powodu, po prostu MUSIMY z kimś porozmawiać. Obudziłam się z taką potrzebą i celowo postanowiłam odroczyć ten moment, kiedy zasiądę i zacznę do Pana pisać. To, że zasiądę było nieuniknione, ale kiedy to będzie… W godzinach pracy nie było to trudne, natłok zajęć skutecznie odwodził mnie od skreślenia kilku słów, późne popołudnie, gwar domowników i ceremoniał wygłaskania zwierząt też całkiem nieźle ten moment przesuwał, ale wieczór? Panie Aleksandrze, myślę, że pisanie listów do Pana to jedne z przyjemniejszych wieczorów jakie sobie organizuję, zatem dość nakładania na siebie obwarowań czasowych. Nie mam dzisiaj żadnego konkretnego tematu, który chciałabym z Panem omówić, potrzebuję zwykłej chwili rozmowy, w zasadzie jest to monolog, ale wyobrażam sobie, że siedzimy teraz w kawiarni, popijamy herbatkę i rozmawiamy o wszystkim i niczym. Wiem, nie da się przy Panu mówić o niczym, bo Pan zawsze ma ciekawe tematy do rozmów, a ja chętnie daję się wciągnąć w te nawet zbyt dla mnie zawiłe. To nic, że wtedy wychodzi ze mnie moja słaba wiedza, czy mało powagi. Nawet jeśli potykam się i „plączę w zeznaniach” , Pan łaskawie mnie z nich wyplątuje i mistrzowsko udaje, że rozmowa ze mną jest… ech :).
Panie Aleksandrze, tak między Bogiem, a prawdą, to jest mi ostatnio bardzo smutno, gdzieś bardzo głęboko we mnie zasiał się lęk, którego nie mogę do końca zinterpretować. Wiem, trochę podpadłam Panu zawodowo, trochę wystraszyły mnie wieści o uchodźcach, odrobinę martwi mnie moje zdrowie, ale to wszystko pojedynczo nie budzi we mnie strachu. Może wytworzyłam w sobie kumulację lęku? Miedzy lękiem, a strachem jest ponoć zasadnicza różnica, moja definicja jest następująca: Strach jest nagłym doznaniem, które wywołuje jakieś zdarzenie, np. pędzące na nas auto, wybuch ognia, biegnące na ulicę dziecko… Lęk jest jak gdyby zlepkiem nie wyrzuconych z siebie resztek strachów, nie dokończonych spraw, które nawarstwiają się w nas, otaczają dodatkowymi mitami i scenariuszami, jakie żeśmy sobie już podorabiali do każdej scenki ze strachem.
Ciekawe co by powiedział psycholog, gdyby mnie posłuchał, pewnie odesłałby do kolegi psychiatry:)
Przyjacielu, Pan to musi mieć cierpliwość, by tak czytać tę moją rozmowę. Pewnie powinnam zadać pytanie, co Pan myśli o wewnętrznym lęku, bo przecież każdy z nas takie posiada i każdy ma swoją filozofię, o tej mojej to się zapewne nawet filozofom nie śniło, ale co tam, przecież to nasza rozmowa, a przy herbacie czas szybko mija.
Kilka dni temu zmarł mój kolega, wielki duch Panie Aleksandrze, jego wypowiedzi słuchałam samym środkiem serca. Umierał i dzielił się z nami całą swoją wiedzą na temat odchodzenia. Etap za etapem, słabość zwyciężona ostrą walką o każdy kolejny miesiąc, tydzień, dzień. Ja myślę, że umierałam po odrobinie z nim i dlatego teraz tak mi ciężko jest na sercu, bo on niesamowicie pięknie wpajał w nas (wszystkich swoich przyjaciół) miłość do życia, do świata przyrody, do zwierząt… uczył nas współodczuwania dobra i empatii. Rak, mówił nie jest wyrokiem, nie dla każdego, i ja mu wierzę, pomimo, że ta choroba go pokonała. Zaszczepił jednak we mnie wiarę, że walka o życie jest najważniejszą misją, nawet jeśli ją ostatecznie przegrywamy.
Miał koszulkę z napisem :”To nie ja jestem chory na raka, to rak jest chory na mnie”, prawda że optymistyczne? Bardzo dobra postawa i taką przejawiał na każdym kroku.
Smutno mi. Jestem człowiekiem słabej wiary, nie wiem dokąd odszedł, a tak bardzo bym chciała, aby to nie był koniec.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...